Jak za starych, dobrych czasów. Włoskie kluby po latach znów szturmują europejskie puchary

Adrien Rabiot
Adrien Rabiot PressFocus
  • Inter Mediolan i AC Milan awansowały do półfinału Ligi Mistrzów. W bezpośrednim pojedynku zagrają o finał
  • W półfinałach Ligi Europy zagrają Juventus i AS Roma, natomiast w finał Ligi Konferencji Europy powalczy Fiorentina
  • To zdecydowanie najlepszy sezon w wykonaniu włoskich klubów od wielu lat

Włosi zdominowali puchary

Dwóch półfinalistów Ligi Mistrzów (w tym jeden gwarantowany finalista), dwóch półfinalistów Ligi Europy i jeden półfinalista Ligi Konferencji Europy. Gdyby ktoś przed sezonem przepowiedział nam taki wynik włoskich klubów do kwietnia, popukalibyśmy się w czoło. Na dwanaście wciąż rywalizujących w Europie zespołów Włosi mają w grze pięć ekip, a w ostatniej rundzie stracili szóstą tylko z powodu bratobójczego starcia Milanu z Napoli. Potencjalnie Calcio może mieć finalistę w każdych z rozgrywek, a w Lidze Europy możemy cofnąć się do wspaniałych dla włoskiej piłki lat 90., gdy w Pucharze UEFA oglądaliśmy w finałach naprzeciwko siebie po dwóch przedstawicieli Serie A. Po latach posuchy dzieje się coś, o czym kibice z Półwyspu Apenińskiego chyba nie śmieliby kilka miesięcy temu nawet pomyśleć.

Nie wiemy, czy Włosi zakończą ten sezon z jakimś trofeum, ale sam fakt obecności aż pięciu włoskich przedstawicieli w półfinałach trzech europejskich rozgrywek jest już historyczny. Tak licznie na tym etapie rozgrywek Calcio jeszcze nigdy w historii się nie stawiło. Wyczyn tym godniejszy pochwały, bo właśnie we wspomnianych już latach 90. okazji do tego było przecież bez liku. Wówczas mieliśmy przecież trzy europejskie rozgrywki i zawsze bardzo pokaźną grupę zespołów, które docierały minimum do półfinałów. Furorę w Europie robiły nie tylko Inter, Juventus, Milan, Lazio czy Roma, ale także Torino, Fiorentina, Bologna, Sampdoria czy Parma, a więc zespoły, które historycznie we Włoszech były zwykle za plecami największych, ale na arenie międzynarodowej wciągały żagle na maszt.

Zmierzch pojawiania się tak dużej liczby włoskich klubów na etapie minimum półfinałów przypadł na moment, gdy UEFA zrezygnowała z organizowania Pucharu Zdobywców Pucharów w 1999 roku. Wówczas po tamto trofeum jako ostatnie sięgnęło Lazio. W tym samym sezonie w półfinale Ligi Mistrzów zameldował się Juventus, zaś w Pucharze UEFA do półfinału doszły Parma i Bologna. To właśnie ten wynik teraz został pobity przez pięciu włoskich półfinalistów. Co prawda później mieliśmy choćby włoski finał Champions League między Milanem a Juventusem, czy też Derby Mediolanu w półfinale Ligi Mistrzów, ale to właśnie osiągnięcia z czasów największej świetności Serie A w ostatniej dekadzie XX wieku pozostawały czymś, co w obecnych czasach wydawało się nie do powtórzenia.

Żebyście nas źle nie zrozumieli – na podstawie tak wspaniałych wyników nie przewidujemy, że Włosi będą teraz szturmować Europę tak liczną watahą co roku. Te nawiązania do starych dobrych czasów po prostu dają niesamowitą radochę. Wyniki z tamtych lat wydawały się być oprawione w ramkę i powieszone na ścianie niczym portret szlacheckiego przodka z szablą u boku, którego osiągnięć żadne pokolenie już nie powtórzy. Być może Calcio stać na taki zryw raz na kilkanaście lat, podczas których trzeba często przyjmować bolesne lekcje nie tylko od rywali z Premier League, LaLigi czy Bundesligi, ale także z Ligue 1 czy ligi portugalskiej. Co więcej – możliwe, że już kolejny sezon będzie tak wyglądał i trzeba przygotować się na kuksańce (przypominamy – w tym sezonie wyprawy do Izraela czy Danii też przyjemne nie były). 

Nie ma co się oszukiwać – włoskie kluby nie są finansowymi potentatami, wiele z nich ma pokaźne długi czy afery wiszące nad głową. Na rynku transferowym włoskich dyrektorów sportowych często trzeba szukać przy stoisku z towarami na przecenie albo zbierających tych piłkarzy, którzy na koniec wielkiej kariery mają jeszcze ochotę pograć tam, gdzie będą kochani bez zaglądania w pesel. Kunszt trenerów, dobre losowania, dyspozycja dnia, w niektórych przypadkach chochla szczęścia, pewnie jeszcze korzystne położenie planet – wiele czynników musiało wystąpić w jednym sezonie. Hiszpanie czy Anglicy takie rezultaty swoich klubów w ostatnich latach traktowali jak naturalną kolej rzeczy, bo doskonale wiedzieli, jak silne zespoły posyłają w bój.

Problem na dwóch frontach

Oglądając ostatnie występy włoskich pucharowiczów w Serie A nie można oprzeć się wrażeniu, że praktycznie nikogo już nie stać na równą walkę na dwóch frontach. Napoli wygląda na coraz bardziej zmęczone i na Ligę Mistrzów już nie dojechało. Milan w poprzednich meczach ligowych wystawiał tylu rezerwowych, ilu miał pod ręką. Inter w lidze po raz ostatni wygrał 1,5 miesiąca temu. Juventus przegrał dwa kolejne spotkania. Fiorentina traktuje już Serie A jak treningi między meczami pucharowymi, a jako jedyna po swojemu, czyli efektywnie, gra Roma. Wygląda to jak pucharowy szturm bez patrzenia na straty poniesione w lidze. Tyle, że w pewnym momencie ktoś z tej karuzeli wypadnie, a na odrabianie wypuszczonych punktów będzie za późno. 

Ślepa wiara w końcowy sukces w pucharach może być zgubna, bo – jak już wyżej pisaliśmy – może przecież okazać się, że żaden z pucharów nie trafi do Italii. Po na razie tymczasowym zwróceniu 15 punktów Juventusowi strata Milanu do czwartego miejsca wynosi 3 punkty, Inter traci ich już 5. Teraz obie ekipy w maju czeka wielkie święto i dwa derbowe spotkania w półfinale Ligi Mistrzów, ale zanim to nastąpi, muszą wykorzystać najbliższe cztery kolejki Serie A do poprawy sytuacji w tabeli. Zakładając, że Lazio bez pucharowych obowiązków nie wypuści już awansu do LM i dodając do tego pewne swego Napoli, o dwa miejsca w Champions League walczą zespoły, które muszą rozkładać siły nie tylko na dwa fronty (Roma i Milan), ale razem z Coppa Italia nawet na trzy (Inter i Juve). Z całej czwórki to właśnie mediolańskie kluby w ostatnich tygodniach wyglądają najgorzej w Serie A. Finał Ligi Mistrzów rozegrany zostanie po ostatniej kolejce krajowych zmagań, więc możliwe, że Inter lub Milan będą miały w Stambule dodatkowy doping w postaci księgowych krzyczących, ile wyniosą straty w przypadku kolejnego sezonu bez udziału w Lidze Mistrzów. To samo może tyczyć się Romy i Juventusu w Budapeszcie. Ale te problemy na razie odsuwamy na bok. Z niecierpliwością czekamy na majowe wieczory, podczas których będziemy ogladali w akcji piątkę włoskich reprezentantów. W końcu kibicom Calcio poza aferami i wieloma problemami też wreszcie coś od życia się należy.

Piotr Dumanowski i Dominik Guziak, Eleven Sports

Komentarze

Na temat “Jak za starych, dobrych czasów. Włoskie kluby po latach znów szturmują europejskie puchary