Liga włoska wciąż jest najlepszą ligą do oglądania w tym sezonie, ale na pewno nie jest najłatwiejszą dla klubowych księgowych. Według raportu opublikowanego przez “La Gazzetta dello Sport” straty Interu, Juventusu i Milanu dobijają do miliarda euro.
Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.
Po porażce Realu Madryt z Sheriffem w Lidze Mistrzów, pojawiło się mnóstwo przytyków z przewodnim hasłem “z czym oni chcieli do Superligi?”. To totalne niezrozumienie idei tego upadłego, przynajmniej na razie, projektu. Naprawdę są ludzie, którzy myślą, że pierwszą ideą przyświecającą twórcom był sport? Podczas gdy jest on tylko punktem zaczepienia, mającym sprawić, by ludzie jednak płacili za coś więcej niż ekran bez żadnej treści. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że Superliga miała ratować budżety superklubów, w tym Juventusu, Interu i Milanu. Piszemy o tym teraz ze względu na doskonały artykuł w “La Gazzetta dello Sport”, który obrazuje kłopoty włoskich gigantów na konkretnych liczbach.
W ciągu dwóch okresów rozliczeniowych strata wygenerowana tylko przez te trzy kluby to 940 mln euro. Liczby, którymi Juventus i Inter podsumowały poprzedni sezon, wywracają do góry nogami historyczną klasyfikację największych strat. Minus 246 mln Interu jest nowym liderem, minus 210 mln Juventusu zajęło zaszczytne drugie miejsce. Całkiem możliwe, że pierwszą trójkę uzupełni jeszcze Roma, bo zanim poznamy jej stratę oficjalnie, szacuje się ją na około 200 mln. Minus 96 mln Milanu wygląda tu jak drobne, a przecież to także kwota destrukcyjna.
Faktem jest, że wyniki z dwóch pandemicznych sezonów połączono wyjątkowo w jeden, ale trend i tak jest zabójczy. Gdyby dodać do nich rozliczenie sezonu 2018/19, w którym trybuny nie musiały być puste, wyjdzie jasno, że Inter poniósł stratę 348 milionów (102 + 246), Juventus 300 (90 + 210), Milan 291 (195 + 96), w sumie około 940 mln straconych w ciągu dwóch lat, częściowo spowodowanych załamaniem przychodów, częściowo przez negatywną spiralę kosztów z lat ubiegłych. W niektórych przypadkach te dane są nawet niedoszacowane przez kreatywne zabiegi. Juventus zaoszczędził 90 mln ze względu na podpisanie z zespołem ugody, która zobowiązuje go do spłaty tej kwoty w przyszłym roku (i wtedy zostanie wykazana dopiero w bilansie 2021/22).
W przypadku Interu sprawa wygląda nieco inaczej. Suning przestał pompować kapitał w 2018 roku i nie jest w stanie zaspokoić potrzeb Nerazzurich. Konieczne było ratowanie się umową z amerykańską firmą Oaktree Capital Management, na mocy której stała się ona mniejszościowym udziałowcem Interu. Pożyczka wyniosła 275 mln euro, jednak tylko 80 mln trafiło do kasy interu, a reszta jest nadal dostępna dla rodziny Shang, która w Chinach zetknęła się z gigantycznym kryzysem. Mistrzowie Włoch znaleźli się w sytuacji, w której muszą być samowystarczalni, co poskutkowało najpierw rozstaniem z Antonio Conte (nie zaakceptował planowego osłabienia kadry), a następnie sprzedażą Romelu Lukaku i Achrafa Hakimiego za łącznie 180 mln. To te pieniądze dały tlen. Gorzej, że zbywanie zawodników nadal będzie kluczem do związania końca z końcem.
Nieoczekiwany atak pandemii wymusił na klubach kreatywne rozwiązania. LGdS wylicza kilka z nich:
- Juventus ogłosił pierwszy w historii klubu “sponsoring rękawa”, w ramach umowy z Bitget, azjatycką platformą wymiany kryptowalut o międzynarodowym zasięgu. Nowe logo pojawiło się na rękawach piłkarzy w niedawnym meczu z Chelsea.
- Romulus i Remus Investments Friedkina wpłaciły we wrześniu do rzymskiego skarbca kolejne 25 mln w formie pożyczki udziałowca. Skorygowane zadłużenie finansowe netto grupy Giallorossi wzrosło do 380 mln na dzień 31 sierpnia (z 302 mln na dzień 30 czerwca) z powodu pożyczek udzielonych przez właścicieli.
- Rada Federalna FIGC zatwierdziła zakaz jakiegokolwiek udziału korporacji w więcej niż jednym klubie zawodowym pod rygorem utraty przynależności do ligi.
Na razie ogromne kłopoty finansowe największych nie są widoczne dla zwykłego oglądacza piłki. W Interze rolę Romelu Lukaku świetnie wypełnia na razie Edin Dzeko, który po siedmiu meczach ma na koncie sześć goli Belg w tym czasie rok wcześniej miał tylko o jednego więcej), a sami mistrzowie Włoch wyglądają na jeszcze mocniejszych. Podobnie rzecz się ma z Milanem, który przebija szklane sufity, a Juventus po trzęsieniu ziemi na początku sezonu, wraca do swojej normy (wygrana z Torino 1:0 była już trzecią kolejną, a wliczając spotkanie z Chelsea w Lidze Mistrzów nawet czwartą). Ale exodus gwiazd, o którym pisaliśmy przed tygodniem, nie jest przypadkowy i raczej trzeba się do tego przyzwyczaić.
Mecz kolejki
Sampdoria – Udinese 3:3. Było w tym meczu wszystko – mnóstwo goli, zmieniające się prowadzenie w obie strony, absurdalny samobój, dwie bramki dla Udinese uznane dopiero po interwencji VAR (co ciekawe, w obu przypadkach linię spalonego łamał… Fabio Quagliarella), a nawet trafienie kolejki – o tym niżej. Z perspektywy polskiego kibica niepokojąca może być obniżka formy Bartosza Bereszyńskiego, który po mocnym wejściu w sezon ma sporo problemów w defensywie. Udinese większość akcji prowadziło jego stroną, przy pierwszym trafieniu Polak nie zdążył wrócić po wyjściu do przodu. Taka strzelanina była zaskakująca, bo ani w meczach Sampdorii, ani Udinese do tej pory nie padało przesadnie wiele bramek.
Wydarzenie kolejki
Rasistowskie zachowanie kibiców we Florencji. To problem, z którym Włochy muszą się cyklicznie zmagać. Sam przyjazd Napoli w te rejony kraju często budził żarty o “drużynie z Afryki” – ze względu na ogólne postrzeganie południa Italii przez zindustralizowaną północ, ale teraz znowu wszystko poszło o krok dalej. “Nazwali mnie gównianą małpą. To nie miało nic wspólnego ze sportem. Tych osobników trzeba identyfikować i trzymać z dala od jakichkolwiek wydarzeń” – napisał Kalidou Koulibaly w swoich social mediach. K2 otrzymał przeprosiny od Joe Barone, dyrektora generalnego Fiorentiny, a następnie został przesłuchany przez obecnego na Artemio Franchi prokuratora federalnego. Dochodzenie zostało już oficjalnie otwarte, śledztwo ruszyło w poniedziałek rano. Właściciel klubu z Kampanii Aurelio de Laurentiis ma już umówione spotkanie z prezydentem włoskiej federacji piłkarskiej z Gabriele Graviną, więc można przypuszczać, że o sprawie będzie jeszcze głośno.
Dla Napoli to kolejne takie wydarzenie po meczu w Udine dwa tygodnie wcześniej. Wtedy trybuny śpiewały “Wezuwiuszu, obmyj to miasto ogniem”, za co klub został ukarany grzywną w wysokości 10 tys. euro. To hasło także pojawiło się we Florencji.
Piłkarz kolejki
Sandro Tonali. Wybranie jednego zawodnika było niezwykle trudne, bo na tytuł zasłużyło też kilku innych. Edin Dzeko rozpoczął mecz z Sassuolo na ławce rezerwowych, by odwrócić jego losy niemal w pojedynkę (gol zaraz po wejściu na boisko, później wywalczony dla Interu rzut karny). Arthur Theate (Bologna) zdobył przeciwko Lazio gola, a do tego był ścianą nie do przejścia i głównym projektantem zwycięstwa 3:0 (choć i Musa Barrow zagrał jedno z lepszych spotkań w karierze). Ale stawiamy ostatecznie na Sandro Tonalego grającego przełomowy sezon. To już któryś raz, gdy można o nim powiedzieć, że stał się piłkarzem, za jakiego go uważano sprowadzając na San Siro rok wcześniej. Był kluczowym graczem hitu Atalanta – Milan (2:3). Zanim odebrał piłkę Remo Freulerowi i zdobył gola dającego Rossonerim dwubramkową przewagę, sam pomógł nie stracić na 1:1, gdy wydatnie pomógł Mike’owi Maignanowi. Wybitny występ połączony z kapitalną skutecznością podań (89 proc.) w większości na połowie rywala.
Polak kolejki
Bartłomiej Drągowski. Przez “La Gazzetta dello Sport” uznany najlepszym piłkarzem Fiorentiny w meczu z Napoli. Jego pech polegał na tym, że po jednej z najlepszych interwencji w karierze i tak padł gol dla rywali. “Drążek” obronił rzut karny wykonywany przez Lorenzo Insigne, błyskawicznie zebrał się do dobitki i odbił piłkę do boku, ale ta spadła pod nogi Hirvinga Lozano, a chwilę później była w siatce. Bartek kończył mecz ze łzami w oczach, bo w samej końcówce doznał kontuzji i jego gra w najbliższym czasie wydaje się mało prawdopodobna.
Swoją drogą na wyróżnienie zasłużyli też inni polscy bramkarze – Łukasz Skorupski i Wojciech Szczęsny zagrali odpowiednio z Lazio (3:0) i Torino (1:0) na zero z tyłu i choć nie mieli wielu okazji do wykazania się, imponowali pewnością siebie i bezbłędną grą.
Gol kolejki
Andrea Candreva w meczu Sampdoria – Udinese (3:3). Zupełnie bezdyskusyjnie. Tu nie ma co opisywać, to trzeba zobaczyć. A gwarantujemy, że takie bramki często nie padają.
Komentarze