W wieku 64 lat zmarł Paolo Rossi, włoski mistrz świata i król strzelców mundialu 1982. Jak donoszą włoskie media, przyczyną śmierci była nieuleczalna choroba.
Informacja o śmierci Rossiego obiegła świat w czwartek rano. Napastnik miał za sobą fenomenalną karierę, której punktem szczytowym były mistrzostwa świata w roku 1982. Nie każdy jednak pamięta, że Włoch miał nawet nie uczestniczyć w tym turnieju.
“Czarny totek”
20 marca 1980 roku, kolejny mecz Serie A. W przerwie na boisko wjeżdżają radiowozy, które aresztują zarówno piłkarzy, jak i kibiców. Powód? Kolejna afera korupcyjna na włoskich boiskach, nazwana “Totonero”. Posypały się srogie kary; Milan i Lazio wylądowały w drugiej lidze, kilka innych zespołów zostało ukarane odjęciem punktów, a kilkunastu piłkarzy zostało zdyskwalifikowanych. Nie stosowano taryf ulgowych. Dowody wobec Perugii, w której występował wówczas Rossi, były niezbite. Ustawiony remis z Avelino oznaczał dla klubu punkty karne i dyskwalifikacje zawodników. 24-letni napastnik, który był w 1978 roku jedną z najjaśniejszych postaci Squadra Azzurra na mundialu w Argentynie, dostał trzy lata.
Gwiazda może więcej
O klasie Rossiego niech świadczy fakt, że jeszcze w czasie trwania karencji kontrakt zaoferował mu Juventus, a z zawodnika nie chciał zrezygnować także selekcjoner reprezentacji Włoch, Enzo Bearzot. Ten niewątpliwie wykorzystał swoje wpływy, bo Rossiemu skrócono karę o rok, co oznaczało, że mógł wystąpić na mundialu w Hiszpanii. Gdy Bearzot w ostatniej chwili powoływał niepewnego i zamieszanego w ustawianie meczów – choć w swej biografii zaprzeczał jakiemukolwiek uczestniczeniu w tym procederze – był zewsząd krytykowany. Pierwsze cztery turniejowe mecze Włochów potwierdzały tezę dziennikarzy: Rossi był za słaby, nie angażował się w grę i, co najważniejsze, nie zdobywał bramek. Nie wiedzieli, jak szybko przyjdzie im odszczekać swoje słowa.
Trzy mecze na drodze do nieśmiertelnej chwały
Włosi wyszli z grupy pierwszej za reprezentacją Polski, z którą bezbramkowo zremisowali. Druga runda wisiała nad Squadra Azzurra jak nadchodzące epitafium, trafili bowiem do grupy z gwiazdorską kadrą Brazylii, mającej w składzie Zico czy Socratesa, a także z aktualnymi mistrzami świata z Argentyny. Tych pokonali Włosi jeszcze bez większego udziału Rossiego, ale ostatnie trzy mecze turnieju stworzyły wieczną legendę napastnika. Po latach Socrates przyznawał, że do dziś nie wie, jakim cudem jego Brazylia tego dnia pożegnała się z turniejem. Byli lepsi, prawdopodobnie najlepsi na świecie. Na nic zdała się jednak ich kombinacyjna gra. Rossi wpakował Canarinhos hat-tricka, dzięki któremu Włosi wrócili z długiej podróży.
Niestety dla nas, niezwykły mecz z Brazylijczykami natchnął Rossiego do wejścia na swój absolutnie topowy poziom. Niestety, bo w półfinale Włosi mierzyli się z Polakami. Rossi był zbyt szybki i zbyt sprytny dla Władysława Żmudy i Pawła Janasa i do swojego dorobku bramkowego dorzucił dwa kolejne trafienia. Biało-czerwoni bez zawieszonego Bońka i z Szarmachem na ławce nie przeciwstawili się rywalom. W finale Paolo Rossi otworzył wynik w 57. minucie, Włoch wyskoczył w swoim stylu zza pleców rywali i głową skierował piłkę do siatki. Jego reprezentacja wygrała ostatecznie 3:1, a Rossi, strzelając gole wyłącznie w trzech ostatnich meczach turnieju, zdobył zarówno nagrodę dla najlepszego zawodnika, jak koronę króla strzelców z sześcioma golami na koncie.
Pod koniec roku odebrał także Złotą Piłkę.
Zawodnik, który w roku rozgrywania mundialu miał być zawieszony we wszelkich oficjalnych meczach, sięgnął z Juventusem po scudetto, a następnie natchnął reprezentację do sięgnięcia po mistrzostwo świata, zostając, jakby mimochodem, najlepszym graczem na świecie.
Włoch w przyszłości dołożył do prywatnej gabloty medal za zwycięstwo w Pucharze Europy (1985), został też wybrany przez Pele do prestiżowej listy “FIFA 100”. Miesiąc temu odeszła legenda, która w pojedynkę zapewniła mistrzostwo świata Argentynie w roku 1978. Dziś żegnamy zawodnika, który w podobny sposób zapisał się w historii cztery lata później.
Może i Maradona miał większy talent, ale Rossi był prawdziwym sportowcem i człowiekiem z klasą, więc jego strata boli bardziej.
Z klasą ustawiał mecze. Z takimi naleciałościami i doświadczeniem w tym zakresie musiał trafić do klubu specjalizującego się w tym temacie.