Pokonując Napoli w niedzielny wieczór AC Milan po raz kolejny potwierdził, że nie ugina się pod presją w meczach z głównymi rywalami w walce o scudetto. Wygrana na Stadio Diego Maradona sprawia, że piłkarze Stefano Piolego zrewanżowali się neapolitańczykom za domową porażkę 0:1 i w tym momencie w strefie pucharowej nie ma zespołu, z którym mieliby gorszy bilans bezpośrednich meczów.
- AC Milan punktuje z mocnymi rywalami i ma realną szansę na tytuł
- Olivier Giroud stał się ważnym ogniwem w układance Stefano Piolego
- Francuz przełamał niemoc napastników grających z numerem 9. Dzięki jego golom Milan wygrywał mecze z głównymi rywalami do tytułu
AC Milan na drodze do tytułu
Pokonanie Romy, Interu i Napoli oraz remis z Juventusem w samej rundzie rewanżowej dały aż 10 punktów w starciach o najwyższym poziomie trudności. W trzech wygranych spotkaniach błyszczał Olivier Giroud, który obok Rafaela Leão staje się najważniejszą postacią Rossonerich na ostatniej prostej sezonu. Teoretycznie ta ostatnia prosta powinna być nieco łatwiejsza niż wcześniejszy wiraż, ale czy “łatwiej” będzie oznaczało także “lepiej”?
Na początek kilka słów o Olivierze Giroudzie, któremu trzeba oddać zasłużony pokłon. Gol dający prowadzenie z Romą, dwie zwycięskie bramki w derbach z Interem, dwa trafienia z Lazio w Pucharze Włoch, a na deser zwycięski gol w być może kluczowym meczu sezonu przeciwko Napoli. Francuz przychodząc do Milanu miał być zmiennikiem Zlatana Ibrahimovicia, uzupełnieniem składu, piłkarzem o ogromnym doświadczeniu i jakościowym wsparciem w razie, gdyby problemy zdrowotne Szweda przytrafiały się coraz częściej. Na ostatnią prostą rozgrywek wbiega jako najważniejsza postać, stając się specjalistą od “ciężkich” bramek. Jeżeli klątwa koszulki z numerem 9 miała wreszcie dobiec końca, to kibice Rossonerich chyba nie mogli wymarzyć sobie lepszego momentu.
Do końca sezonu Milanowi zostało już tylko 11 lub 12 meczów (zależnie od tego, czy gracze Piolego awansują do finału Coppa Italia) i w ten decydujący okres Olivier Giroud wchodzi jako ostoja formacji ofensywnej. Na 18 spotkań z Francuzem w wyjściowym składzie Milan wygrał aż 13 razy, przegrywając tylko raz – w Lidze Mistrzów w wyjazdowym starciu z Porto, gdzie Giroud i tak zagrał tylko niecałą godzinę. W zeszłym sezonie kibice obawiali się, jak 40-letni Zlatan Ibrahimović zniesie obciążenia kolejnego długiego sezonu i jak Milan przetrwa większą liczbę jego nieobecności. Dziś żadnych obaw już nie ma, a wracający do gry Ibra powinien na razie odciążać mocno eksploatowanego w ostatnim czasie mistrza świata. W decydującej fazie walki o scudetto Stefano Pioli będzie potrzebował obu swoich weteranów. Nie tylko na boisku, ale i w szatni, bo Giroud sam podkreśla, że rozumie wagę rozmów i dobrej komunikacji w zespole, więc dla swoich kolegów musi być jak starszy brat.
- Sprawdź: Aktualny terminarz Serie A
Bramka zdobyta przeciwko Napoli była jedenastym trafieniem Girouda we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie. Francuz nosi na plecach numer typowy dla napastników, ale w Milanie od lat uważany za przeklęty. Od czasów Pippo Inzaghiego, a dokładnie od sezonu 2008/09, żaden z zawodników w koszulce z numerem 9 nie miał więcej trafień na wszystkich frontach, niż ma obecnie były piłkarz Chelsea. Klątwa tego numeru trwa i spętała nogi już dziesięciu napastnikom, którym przed przyjściem do Milanu zwykle udawało się dobijać do dwucyfrowych wyników. Alexandre Pato, Alessandro Matri, Mattia Destro, Fernando Torres, Luiz Adriano, Gianluca Lapadula, Andre Silva, Gonzalo Higuain, Krzysztof Piątek, Mario Mandzukić – żaden z nich przez dekadę nie zdołał strzelić przynajmniej 10 goli w jednym sezonie Serie A nosząc koszulkę Milanu z numerem 9.
- Sprawdź: Klasyfikacja strzelców Serie A
Pamiętacie być może, jak Krzysztof Piątek przychodząc z Genoi na San Siro miał pytać o możliwość przejęcia tego przeklętego numeru. Ówczesny trener Rossonerich Gennaro Gattuso, słynący z bycia bardzo przesądnym, nawet nie chciał o tym słyszeć. Pierwsze pół roku Polak grał z numerem 19 i strzelił 11 goli na wszystkich frontach, czyli tyle, ile ma obecnie Giroud. Po odejściu Gattuso Piątek zmienił numer na 9 i do końca pobytu w Mediolanie dołożył tylko 5 trafień. Ktoś powie, że to tylko cyferka na koszulce, a legenda wokół niej urosła przez to, że napastnicy Milanu w ostatnich latach mieli zwyczajnie problemy z formą bądź kontuzjami. Ale sam Giroud w pewnym momencie zaczynał wierzyć w tę klątwę, gdy w grudniu wracał po dłuższej kontuzji i pierwsze mecze w jego wykonaniu nie były najlepsze, a licznik pokazywał już ponad dwa miesiące bez bramki. Wtedy, z raptem czterema golami na koncie, Francuz bardziej upodabniał się do swoich poprzedników, choć podkreślał, że jego zadaniem jest pomaganie zespołowi, nawet, gdyby kosztowało go to brak liczb.
Teraz w samej Serie A Giroud ma już osiem trafień, więc do dwucyfrówki powinien dobić. Jeżeli to zrobi, chyba będzie można odtrąbić zdjęcie klątwy. Jeżeli bramki Girouda pomogą Milanowi sięgnąć po scudetto, to może dojść do wydarzenia, którego na San Siro nie widziano od dekad. Tak się składało, że gdy Pippo Inzaghi sięgał z Milanem dwukrotnie po scudetto, w obu mistrzowskich sezonach leczył ciężkie kontuzje i dołożył kolejno tylko dwie i trzy bramki. Ostatnim graczem z numerem 9, który przekroczył barierę 10 trafień i świętował mistrzostwo w czerwono-czarnych barwach, był George Weah w sezonie… 1995/96. Nie dość, że to kawał czasu, to jeszcze trzeba było wtedy człowieka ze Złotą Piłką na koncie, by czegoś takiego dokonać.
Wiemy zatem, że Milan ma już na rozkładzie prawie całą ligową czołówkę, przed sobą 10 meczów w Serie A i pozycję lidera tabeli, choć tracący dwa punkty Inter ma wciąż do rozegrania zaległe spotkanie. W teorii przed Milanem dwa spotkania z drużynami z miejsc pucharowych – z Lazio na Olimpico i z Atalantą u siebie, oraz jedno spotkanie z pretendentem – domowy mecz z Fiorentiną. Zestaw Interu wygląda na nieco trudniejszy, bo oprócz Violi i Romy obrońcy tytułu mają jeszcze kluczowy mecz z Juve przed sobą, a forma wciąż nie ta, co kilka tygodni wcześniej.
Obawy co do Milanu mogą sprowadzać się do tego, że więcej punktów niż z czołówką piłkarze Piolego tracili z ligowym ogonem. Dwa remisy z Udinese – jeden ocalony po bramce Ibry w doliczonym czasie, drugi uratowany mimo lepszej gry rywala. Remis z Salernitaną na Arechi, choć gdyby Federico Bonazzoli nie uderzał raboną po minięciu Maignana i gdyby swojego bramkarza nie uratował Romagnoli, być może nie byłoby nawet punktu. Porażka ze Spezią na San Siro, choć tu oprócz braku skuteczności Milanu w pierwszej połowie zwycięską bramkę w końcówce zabrał Milanowi arbiter Marco Serra, popełniając jeden z największych błędów sędziowskich całego sezonu. Cała ta wyliczanka daje łącznie dziewięć punktów wypuszczonych z rąk, które w ostatnich 10 kolejkach sezonu stanowiłyby bufor bezpieczeństwa. Nawet w przypadku wygrania przez Inter zaległego spotkania z Bologną dawałoby to aż osiem punktów przewagi, zakładając oczywiście najbardziej optymistyczny wariant.
Milan musi uważać
Gdzie czekają Milan największe pułapki? Poza oczywistymi wyzwaniami w meczach z czołówką, przynajmniej cztery spotkania trzeba będzie najprawdopodobniej “przepchnąć kolanem”. Cagliari to jeden z najlepiej punktujących zespołów w rundzie rewanżowej, walczący o utrzymanie i poza ostatnią porażką z Lazio dosłownie gryzący trawę w każdym starciu. Genoę w ostatnich tygodniach interesują tylko remisy, więc tu można zakładać brzydki mecz, w którym genueńczycy dosłownie zamurują dostęp do własnej bramki. Trzy kolejki przed końcem sezonu Milan czeka wyjazdowe starcie z Hellasem, który bardzo lubi grać z mocnymi rywalami i z Igorem Tudorem na ławce robi to nawet lepiej, niż za czasów Ivana Juricia. Wreszcie w ostatniej kolejce wyjazdowe spotkanie z Sassuolo, które rozprawiło się już w tym sezonie z Milanem na San Siro (podobnie jak z Interem i Juve na ich stadionach), więc w starciach z tuzami jest jeszcze lepsze od werończyków.
Wychodzi na to, że przed Milanem slalom gigant z dużą liczbą ostrych i ciasnych zakrętów, na których bardzo łatwo będzie o wypadnięcie z trasy. Choć patrząc na tempo, z jakim ligowa czołówka zdobywała ostatnio punkty, lepszym porównaniem będzie chyba nie zjazd, a podejście pod stromą górę. Takie, po którym po przekroczeniu mety pada się z wycieńczenia. Wygra ten, kto zachowa najwięcej sił, a po drodze zaliczy najmniej upadków. Zadanie Milanu idealnie ujął jednym zdaniem Franco Baresi: “Musimy dać z siebie wszystko, zrobić wszystko, a potem nie żałować”.
Piotr Dumanowski i Dominik Guziak – Eleven Sports
Komentarze