Z miesięcznym opóźnieniem i mundialem wciśniętym po piętnastu kolejkach wreszcie zakończyliśmy pierwszą rundę rozgrywek Serie A. Przy napiętym do granic możliwości terminarzu, późniejszej ponadsiedmiotygodniowej przerwie i powrocie w styczniu, by nagle rozegrać kilka ligowych hitów, utrzymanie wysokiej formy było wyjątkowo trudne. Przed samymi mistrzostwami świata podsumowaliśmy już pierwszą odsłonę sezonu, oceniając poszczególne drużyny z czołówki i samego dołu tabeli. Teraz pora spojrzeć na rundę także przez pryzmat indywidualnych występów. Czy styczniowy powrót do ligowych zmagań pomógł komuś załapać się do rubryki z pozytywnymi zaskoczeniami?
- Napoli i Atalanta są wygranymi na półmetku sezonu Serie A
- Fiorentina, mimo że nie szoruje po dnie, jest jednym z największych rozczarowań bieżących rozgrywek
- Niektórzy trenerzy błysnęli, podczas gdy blask innych zaczął przygasać
Potężne Napoli
Jest to oczywistość i jednocześnie obowiązek, by zestawienie “topów” pierwszej połowy sezonu zacząć od Napoli. Dwunastopunktowa przewaga nad wiceliderem jest największa od 1994 roku, czyli od początku ery trzech punktów za zwycięstwo. Nie będziemy wymieniać zasług całego zespołu i wyróżniać każdej postaci po kolei, ale pierwszymi w kolejce do uścisku dłoni są rzecz jasna Chwicza Kwaracchelia i Victor Osimhen. Mistrz zimy ma w swoich szeregach wicelidera klasyfikacji asystentów i lidera tabeli strzelców. Pierwszy z nich wdarł się do ligi z futryną i drzwiami, stając się jej największym odkryciem. Gruziński magik wracając do formy po urazie w arcyważnym meczu z Juventusem odgonił wszelkie przypuszczenia o tym, że jego geniusz zaczyna się rozmywać. O drugim z bohaterów właściwie od trzech lat wiedzieliśmy, że jest zdolny zdobywać się na wielkie rzeczy, a limitem była tylko jego głowa. Ta w obecnym sezonie już mu nie przeszkadza. Osimhen nie wylatuje z boiska w bezmyślny sposób, pracuje na zespół, asystuje, dzieli się piłką w polu karnym, a co najważniejsze – jest jeszcze skuteczniejszy niż wcześniej. Mimo mocnej grupy pościgowej utrzymuje strzeleckie tempo, które choćby w zeszłym sezonie dało koronę capocannoniere Ciro Immobile. Jeśli przebywają razem na boisku i obaj są w formie (głównie fizycznej), to zazwyczaj rywal może tylko modlić się o jak najniższy wymiar kary. Indywidualnie to dwaj absolutnie topowi aktorzy pierwszego aktu tego sezonu.
Raffaele Palladino
Odkrycie sezonu możemy także znaleźć na ławce trenerskiej. W Serie A w ostatnich kilku latach pojawiła się grupa młodych szkoleniowców, którzy zrobili dobre pierwsze wrażenie. Vincenzo Italiano czy Alessio Dionisi wypromowali się w słabszych klubach, po czym dostali szansę prowadzenia ekip z większymi aspiracjami. O ile oni obaj w ostatnim czasie przeżywają spore problemy, to dość niespodziewanie i jeszcze bardziej efektownie na trenerską scenę wskoczył Raffaele Palladino. Pracujący wcześniej z primaverą Monzy były piłkarz dostał drużynę ze Stadio Brianteo w spadku po Giovannim Stroppie. Zespół był doinwestowany, mający potencjał, ale kompletnie pogubiony na boisku. Palladino w swoim trenerskim debiucie nie tylko w Serie A, ale w ogóle w seniorskiej piłce, pokonał Juventus. Później dołożył do tego pięć wygranych, wyciągnął Monzę ze strefy spadkowej na trzynaste miejsce, poukładał grę i nadał drużynie ciekawy styl. Pewnie gdyby prowadził zespół od początku sezonu, zapowiedź walki o górną część tabeli miałaby potwierdzenie już na półmetku rozgrywek. Takiego trenerskiego przywitania z Serie A w tak młodym wieku dawno nie widzieliśmy.
Atalanta Bergamo
Skoro mówiliśmy na początku, że w styczniu niektórzy zawodnicy wrócili do gry w znakomitej formie, a ich zespoły nabrały rozpędu, to mieliśmy na myśli Atalantę. Mieliśmy skupiać się na indywidualnościach, ale Neroblu to przynajmniej kilku zawodników, którzy mocno nas zaskakują. La Dea przed mundialem przeobraziła się w ekipę, która odcinając się od swojej przeszłości zaczęła grać futbol wyrachowany, oparty na oddaniu piłki rywalowi i kontrowaniu. O dziwo dawało to bardzo dobre rezultaty, co już zasługiwało na pochwały. W styczniu znów oglądamy bergamczyków nawiązujących do poprzednich sezonów. W lidze i pucharze w pięciu meczach rozegranych w styczniu Atalanta zdobyła łącznie dwadzieścia bramek, czyli tylko dwie mniej, niż w sierpniu, wrześniu, październiku i listopadzie. Wspaniale rozkwitł Ademola Lookman, który w tym roku jest absolutnie najlepszą postacią La Dei. Świetnie wygląda Rasmus Hojlund, a 5 asyst i gola dołożył w styczniu w lidze Jeremie Boga, dla którego to pierwsze liczby w Atalancie od przyjścia do klubu w 2021 roku. Poza zdobyciem mistrzostwa Włoch Atalantę stać w tym sezonie na wszystko.
Fiorentina
Pora na rozczarowania pierwszej połowy sezonu. O niektórych – między innymi o Sampdorii – wspominaliśmy już przy poprzedniej okazji. Jednak sytuacja w Genui wielką niespodzianką nie jest, Cremonese zamykające tabelę również było raczej łatwe do przewidzenia, a Hellas coraz mocniej walczy o to, by wydostać się ze strefy spadkowej. Słabą postawę Sassuolo też można wyjaśnić odejściem najważniejszych piłkarzy latem oraz kompletnym brakiej formy ich następców. Rozczarowaniem jest za to z pewnością postawa Fiorentiny. Siódma siła zeszłego sezonu (raptem dwa punkty za piątym Lazio) w obecnych rozgrywkach coraz bardziej rozpływa się w ligowej szarzyźnie. Do tej pory nie udało się znaleźć we Florencji kogoś, kto choćby częściowo nawiązywałby do liczb wykręcanych przed Dusana Vlahovicia, który odszedł stamtąd już przecież rok temu. Luka Jović zdecydowanie za często irytuje na boisku, w lidze zdobył tylko 3 bramki, a mimo to jest najlepszym strzelcem na Artemio Franchi. Wrażenia nie poprawiają na pewno gole z Ligi Konferencji strzelane Hearts czy Basaksehirowi. Z Arthura Cabrala też raczej poważnego napastnika we Florencji nie będzie. Vincenzo Italiano musiał zmagać się z kontuzjami swoich graczy – choćby Nicolasa Gonzaleza czy dopiero wracającego Gaetano Castrovillego, ale z podobnymi problemami walczyła większość trenerów z czołówki. W Serie A Viola odniosła tylko sześć zwycięstw – wszystkie z ekipami z sześciu ostatnich miejsc w tabeli. Przygodę z pucharami udało się przedłużyć do wiosny, ale remis z RFS Ryga na pewno był sporym szokiem i wstydem, a sama grupa nie należała do najtrudniejszych. Zobaczymy, na jak długo starczy Rocco Comisso cierpliwości do Vincenzo Italiano, ale na razie we Florencji nie zapowiada się na drugi z rzędu awans do pucharów.
- Zobacz także: Skandale: narodowy sport Włochów
Gabriele Cioffi
O ile Italiano utrzymuje się na stanowisku, to dość sporym rozczarowaniem było szybkie zwolnienie Gabriele Cioffiego. Szybkie i niestety zasłużone, bo zdobycie przez Hellas pięciu punktów w dziewięciu kolejkach przy bardzo słabym stylu nie pozostawiało złudzeń. Cioffi, który był pozytywnym trenerskim zaskoczeniem w zeszłym sezonie, sprawił, że Udinese zaczęło grać najefektowniejszą piłkę ostatniej dekady. Wydawało się, że przejmując go latem zrobiono w Weronie świetny interes. Finalnie wyszło na to, że na Dacia Arenie jeszcze lepszą robotę wykonuje Andrea Sottil, a na Marcantonio Bentegodi bałagan po Cioffim udaje się powoli sprzątnąć dopiero Marco Zaffaroniemu – trzeciemu w tym sezonie trenerowi. Może to tylko chwilowy dołek w karierze, ale na pewno mocno niespodziewany. 47-letniemu szkoleniowcowi wypada jedynie życzyć, by w przyszłości poszedł drogą Igora Tudora czy Ivana Juricia, a nie Eusebio Di Francesco, dla którego Hellas okazał się najgorszą i jak do tej pory ostatnią przystanią w trenerskiej podróży.
Piotr Dumanowski i Dominik Guziak, Eleven Sports
Komentarze