We Włoszech najlepiej, czyli dlaczego Serie A to idealne miejsce na odbudowę Krzysztofa Piątka

Krzysztof Piątek
Krzysztof Piątek PressFocus

Krzyszof Piątek wrócił do Włoch i już w debiucie w barwach Fiorentiny wpisał się na listę strzelców. Historia, która nie powinna nas dziwić, bo niemal tak samo wyglądały jego początki w dwóch poprzednich włoskich klubach. W Genoi zdobył cztery bramki w debiucie w Coppa Italia, potem trafił także w debiucie ligowym. W Milanie strzelił dwa gole w pierwszym meczu w wyjściowym składzie w Pucharze Włoch z Napoli, trzy dni wcześniej z tym samym rywalem wszedł z ławki na ostatnie minuty, ale nie zdążył trafić.

  • Krzysztof Piątek udanie rozpoczął swoją przygodę w Fiorentinie po słabym okresie w Hercie Berlin
  • Polak nie jest jedynym przykładem, że włoskie kluby mogą dawać nowe życie piłkarzowi
  • Najlepszym przykładem odbudowania po nieudanych wojażach w Niemczech i Hiszpanii jest Ciro Immobile

Krzysztof Piątek jak Ciro Immobile?

Wypożyczenie na Artemio Franchi wydaje się być dla Polaka idealną okazją na odbudowanie się po nieudanym okresie w Hercie. To, że chciano go także w Genoi wskazuje, że mimo słabszych ostatnich miesięcy w Niemczech, na Półwyspie Apenińskim Polak wciąż cieszy się dużą renomą. Właśnie dzięki “renomie” wielu napastników (i generalnie ofensywnych piłkarzy) we Włoszech zdołało odbudować swoje kariery, choć są i tacy, którzy używają jej jako jedynej karty przetargowej. O tym, jak dużą rolę odgrywa ona w Italii pokazuje kilka przykładów napastników z ostatnich lat.

Najlepszym przykładem tego, jak niektórzy napastnicy nie potrafią odblokować się i pokazać pełni możliwości poza Italią, jest Ciro Immobile. Oczywiście to przykład różniący się od Krzysztofa Piątka w ważnym aspekcie. Dla Immobile Włochy to ojczyzna, więc zrozumiałe, że tam czuje się najlepiej. Po sezonie 2013/14, w którym w barwach Torino Ciro zdobył 22 bramki (tyle, ile Piątek w swoim premierowym sezonie w Serie A), Włoch przeniósł się do Borussii Dortmund. Jego pobyt w Niemczech łagodnie mówiąc nie należał do udanych. We wszystkich rozgrywkach w ciągu jednego sezonu w 32 meczach trafił 10 razy. Skoro przed startem rozgrywek zapowiadano, że zdobędzie więcej bramek niż Robert Lewandowski (akurat wtedy odchodzący do Bayernu), to takie liczby nie mogły nikogo zadowolić. Poza tym Immobile pudłował na potęgę, nie chciał uczyć się języka niemieckiego, a tamtejszy styl życia kompletnie mu nie pasował. Nie lepiej było w Sevilli, z której po pół roku został wypożyczony do Torino, ale i w stolicy Piemontu nie błyszczał tak, jak dawniej. Mogło się wydawać, że sezon z 22 golami był dziełem szczęśliwego splotu zdarzeń i dobrego otoczenia, tak jak wcześniej w Serie B, gdy trafiał 28 razy grając z Marco Verrattim i Lorenzo Insigne w ofensywnie usposobionej Pescarze Zdenka Zemana. W tamtym Torino drugim najlepszym strzelcem był Alessio Cerci, który nigdy później nie przekroczył bariery pięciu bramek w sezonie, a sięgały po niego przecież AC Milan i Atletico Madryt. Latem 2016 roku Immobile za niecałe dziewięć milionów euro wykupiło Lazio. W tamtym momencie chyba mało kto przypuszczał, że Ciro za kilka lat stanie się najlepszym strzelcem w historii rzymskiego klubu, zdobywając w 5,5 roku aż 168 bramek.

Przypadek Immobile jest wyjątkowy ze względu na liczby, jakie wykręcił po powrocie. Włoch trafił do klubu, który w niesamowity sposób wykorzystał jego potencjał, otaczając go tak znakomitymi asystentami, jak Luis Alberto czy Sergej Milinković-Savić. Graczem, który w obecnym sezonie po trzech latach spędzonych za granicą wrócił do Lazio jest także Felipe Anderson. Brazylijski skrzydłowy rozegrał kapitalny sezon 2014/15, gdy zespół Stefano Piolego zajmował trzecie miejsce w lidze, a sam zawodnik szalał m.in. w Derbach Rzymu czy starciu z Interem, niemal w pojedynkę dając Lazio punkty. Takiego sezonu nie powtórzył już nigdy, ale do odejścia do West Hamu w 2018 roku prezentował wysoki poziom. W Anglii po świetnym pierwszym półroczu regularnie obniżał loty. W zeszłym sezonie był wypożyczony do Porto, ale tam dość szybko popadł w konflikt z trenerem Sérgio Conceição i nie grał prawie wcale. Okazało się, że decyzja o powrocie na Stadio Olimpico była słuszna. Pierwszą część sezonu Felipe Anderson miał bardzo dobrą, a dłuższa praca z Maurizio Sarrim powinna przynosić coraz lepsze efekty. Jest to dowód, że nawet w czołowych klubach Serie A pamięta się w dużej mierze to, jak ktoś prezentował się grając we Włoszech. Nawet, jeśli działo się to kilka sezonów temu.

Mattia Destro nadzieją Genoi

Napastnikiem, który nie musiał wyjeżdżać z Włoch, by musieć potem odbudowywać formę, jest Mattia Destro. Jako młody piłkarz przebojem wdzierał się do Serie A, wykręcając dwucyfrowe liczby w Sienie i Romie. Był nawet bliski wyjazdu na mundial w 2014 roku, ale przez konflikt z Cesare Prandellim nie wykorzystał swojej szansy. Czas płynął, a Destro powoli z wielkiego talentu przeistaczał się tylko w solidnego ligowego napastnika. Nie interesowali się nim także kolejni selekcjonerzy reprezentacji. W czasie występów w Bolonii przydarzały mu się coraz dłuższe serie bez zdobytej bramki. Pierwsza zaczęła się w lutym 2018 roku i trwała dokładnie rok, druga miała początek w maju 2019 i trwała do września 2020 roku. Wydawać by się mogło, że po drugiej tak długiej przerwie w strzelaniu mało kto w Serie A będzie chciał zainwestować w napastnika, który w Bolonii zarabiał aż dwa miliony euro za sezon. Jednak Destro przerwał tę fatalną passę już jako piłkarz Genoi, która pamiętając jego dawne występy postanowiła dać mu szansę. To właśnie w barwach Gryfów Mattia debiutował i strzelał pierwsze gole w Serie A ponad dekadę temu. Co ciekawsze, Destro najpierw został na pół roku wypożyczony z Bolonii (w tym czasie nie trafił ani razu), a zaczął trafiać dopiero po podpisaniu stałej umowy z Genoą. Czy ten ruch się opłacił? Jak najbardziej, bo w zeszłym sezonie z 11 golami na koncie był najskuteczniejszym piłkarzem zespołu w Serie A, a w obecnych rozgrywkach trafił już osiem razy. Okazało się, że nie warto było skreślać napastnika, który przechodził trudny okres w karierze, bo wciąż może jeszcze sporo pokazać na boisku. 

W ostatnich latach często możemy jednak oglądać zawodników, którzy swoją renomę zbudowaną przed kilku laty podczas jednego lub dwóch sezonów wykorzystują do rozdrabniania kariery. Takim piłkarzem jest Nikola Kalinić, który w latach 2015-2017 był czołową postacią Fiorentiny Paulo Sousy, a w jednym sezonie Serie A i Ligi Europy potrafił zdobyć łącznie 20 bramek. Latem 2017 roku sięgnął po niego Milan, który potrzebował skutecznego napastnika. Jednak pobyt Chorwata na San Siro do dziś jest wspominany jako całkowite nieporozumienie. Kalinić marnował masę sytuacji i irytował kibiców. Odszedł do Atletico Madryt, ale tam prezentował się jeszcze gorzej, choć inkasował 6,5 miliona euro rocznie. We Włoszech jego nazwisko nadal robiło dobre wrażenie, więc sięgnęła po niego AS Roma. Efekty nie były dużo lepsze, a pięć bramek zdobytych przez cały sezon nie przekonało rzymian do skorzystania z opcji wykupu po wypożyczeniu z Atletico. W 2020 roku po Kalinicia sięgnął Hellas, gdzie do tej pory strzelił tyle goli, co w Romie, czyli zaledwie pięć. Faktem jest, że w Weronie długo nie potrzebowali skutecznych napastników ze względu na styl gry. Jednak patrząc na to, co wyczynia w tym sezonie Giovanni Simeone, trzeba przyznać, że da się tam strzelać regularnie. Kalinić zadowala się jedynie wchodzeniem z ławki rezerwowych. Od ostatniego udanego sezonu w jego wykonaniu minęło blisko pięć lat, a mimo to nie można wykluczyć, że po wygaśnięciu umowy z Hellasem latem kolejny włoski klub sięgnie po niego. Może to być któryś z beniaminków bądź jeden z bogatszych klubów z Serie B. Potencjalny argument? “Przecież kiedyś potrafił strzelać, a we Włoszech gra już od lat”. Możecie się śmiać, ale w gabinetach wielu prezydentów klubów takie słowa z pewnością padają, a podobne historie miały miejsce w przypadku wielu innych piłkarzy w ostatnich latach. Alberto Paloschi, Mauro Zarate czy Giuseppe Rossi, którzy bez powodzenia próbowali odbudować się po nieudanych sezonach, kontuzjach i wyjazdach za granicę, to tylko niektóre przykłady. Szczególnie ciekawy jest przypadek Rossiego, który przeszedł wiele ciężkich kontuzji, a przez ostatnie trzy lata więcej czasu spędził na zajmowaniu się swoją restauracją w Stanach, niż na graniu w piłkę. Mimo to Pepito w listopadzie podpisał kontrakt ze SPAL, zdobywając już nawet jedną bramkę w Serie B.

Mamy nadzieję, że Krzysztof Piątek odżyje we Włoszech i nawiąże do wspaniałego czasu spędzonego w Genoi i Milanie. O powtórkę z kosmicznego sezonu 2018-19 nie będzie łatwo, ale trafiając do ofensywnie grającej Fiorentiny i pod skrzydła utalentowanego trenera Vincenzo Italiano Polak może być pewien, że będzie miał dobrą okazję do odbicia sobie ostatnich słabszych miesięcy. A jeśli przekona do siebie w najbliższym półroczu i zostanie we Florencji po odejściu Dusana Vlahovicia, zostanie kolejnym przykładem na to, że Włochy są idealnym miejscem dla napastników potrzebujących kolejnej szansy w karierze.

Piotr Dumanowski i Dominik Guziak, Eleven Sports

Komentarze

Comments 3 comments

Panowie z całym szacunkiem ale dajcie spokój z Piątkiem, Piąteczkiem, Piątuniem.
Pamiętam jak ubijaliście pianę również nad koślawym Milikiem, który z hukiem i przytupem wyleciał z Napoli, i na którym Marsylia zaledwie po roku się poznała (z chęcią by się pozbyła tego drewnianego kloca i już sprowadzili Bakambu).
Żeby w jakikolwiek sposób porównywać Piątka do Immobile to trzeba mieć dużą, a nawet ogromną fantazję.
“Mamy nadzieję, że Krzysztof Piątek odżyje we Włoszech i nawiąże do wspaniałego czasu spędzonego w … Milanie.” W Mediolanie K. Piątek spędził taki wspaniały czas, że Milan z chęcią i stratą finansową bez mrugnięcia okiem się go pozbył.

@Fan_Tulipan
Z tego Milanu to odszedł bardziej na życzenie Ibry, który tam zarządza.
Musi boleć jeszcze jak Piątek wyrzucał Neapol z Coppa Italia w 2019.
Ja mu będę kibicować i cieszę się z jego ostatniej bramki… przeciw Napoli 🙂
Pozdr.

Wg niektórych polskich mediów (wiadomo rodak) odszedł na życzenie Ibry.
Fakty są takie, że Piątek będąc podstawowym napastnikiem Milanu strzelił wówczas w całej rundzie jesiennej… 4 bramki w lidze (w tym chyba 3 z karnych!!! 😀 ).
Gdyby był dobry to Milan nie szukałby napastnika i nie ściągał Ibrahimovica, a Piątek podjąłby walkę ze Szwedem o skład i nie uciekał byle gdzie.
Dlatego nie zgadzam się, że w Milanie to był wspaniały czas Piątka (na pewno nie dla kibiców Milanu, czy tęsknią za Piątkiem?).
Chyba, że Panowie Guziak i Dumanowski mają na myśli, że Piątek spędzał w Mediolanie wspaniale wolny czas robiąc zakupy, chodząc na pokazy mody lub do La Scala… 🙂
Piątek ani mnie ziębi, ani grzeje. Nie cenię go jako napastnika z czysto piłkarskich cech. Nie lubię jak się wyolbrzymia czyjeś osiągnięcia (np. Piątka w Milanie) tylko z uwagi na to, że to Polak.
A to, że strzelił bramki Napoli w Coppa Italia? Wielu napastników strzelało im bramki…