Na szczery wywiad pozwolił sobie Moise Kean, który w trakcie kończącego się sezonu był jedną z największych pozytywnych niespodzianek w kadrze Juventusu FC. 19-latek nie tylko imponował swoimi umiejętnościami w koszulce Starej Damy, ale brylował również w reprezentacji Włoch dowodzonej przez Roberto Manciniego.
– Kiedyś byłem tak zdesperowany, żeby grać w piłkę, że ukradłem piłkę od księdza – powiedział młody piłkarz w rozmowie z The Players ‘Tribune.
– Dorastałem w Asti, niedaleko Turynu, we Włoszech. A jeśli pojawiła się ochota na pogranie, to zawsze można było znaleźć piłkę w biurze naszego księdza, które znajdowało się niedaleko naszego domu – dodał Kean.
– Ksiądz był sympatycznym człowiekiem, trzymającym piłki w jednej ze swoich szafek. Nigdy ich jednak nie zamykał na klucz – uśmiechał się zawodnik.
– Tym samym za każdym razem, gdy gubiłem swoją piłkę, to skradałem się do oratorium, czekałem aż ksiądz opuści pomieszczenia i wyciągałem piłkę z szafki – opowiadał reprezentant Włoch.
– Dorastając w Asti piłka była mi potrzebna zawsze. Potrzebowałem jej. Graliśmy zwykle na asfaltowym boisku, które znajdowało się w okolicy kościoła. Graliśmy sześciu na sześciu – tłumaczył piłkarz.
– Aby grać, każdy musiał zapłacić 10 euro. Tym samym zdarzało mi się pożyczać, czy kraść pieniądze. Było też tak, że oszczędzałem przez cały tydzień tylko po to, aby móc grać – powiedział Włoch.
Odnotujmy, że zwycięzca z takiej rozgrywki inkasował wszystkie pieniądze, które były w puli. Kean wypowiedział się także w tej kwestii.
– Właśnie to miejsce pozwoliło mi nauczyć się grać w piłkę nożną. Tak zaczęła się moja przygoda z tym sportem – mówił zawodnik.
– W piłce tak jak w życiu, są wzloty i upadki. Czasem jest tak, że zdobywasz bramkę w ostatniej minucie i dzięki temu można wygrać 120 euro dla wszystkich, a innym razem jest inaczej – uzupełnił Kean.
Komentarze