Katastrofa na własne życzenie. Włosi znów obejrzą mundial tylko w telewizji

Gianluigi Donnarumma
Gianluigi Donnarumma PressFocus

Nie będziemy ukrywać – mieliśmy już wybrany inny temat na dzisiejszy tekst. O reprezentacji chcieliśmy pisać po meczu z Portugalią, bo to dla Squadra Azzurra miało być najważniejsze spotkanie w roku. Mecz, który miał na dobre zabliźnić rany po odpadnięciu z baraży o poprzedni Mundial. Ale o kadrze piszemy dziś, bo żadnego starcia z Portugalią niestety nie będzie. Jest za to powtórka sprzed ponad czterech lat. Powtórka, która następuje mniej niż rok po zdobyciu Mistrzostwa Europy. Włosi pokazali, jak szybko można zgubić to, co pozwoliło wznieść puchar na Wembley.

  • Reprezentacja Włoch nie zagra w finałach mistrzostw świata
  • W czwartkowym barażowym meczu Squadra Azzurra sensacyjnie przegrała 0:1 z Macedonią Północną
  • To już drugi z rzędu mundial na którym zabraknie włoskiej kadry

Kompromitacja

Odpadnięcie już na etapie półfinału baraży przeciwko Macedonii Północnej to coś, czym Włosi przebili wyczyn z dwumeczu ze Szwecją i wprawienie w rozpacz 80 tysięcy widzów na San Siro. Można było zakładać, że w finale z Portugalią nie będzie łatwo. To w końcu miało być starcie dwóch gigantów, byłych mistrzów Europy z obecnymi. Porażka przeciwko Macedończykom – jak bardzo ambitni i waleczni by oni nie byli – to jednak po prostu katastrofa. Brak awansu na katarski turniej oznacza, że przerwa w występach Włochów na mundialach wyniesie co najmniej 12 lat, licząc od turnieju w Brazylii do mistrzostw w Ameryce Północnej, o ile Italia na nie awansuje. W 2026 roku wielu włoskich nastolatków grę swojej reprezentacji na mistrzostwach świata może znać tylko z youtube’a bądź z opowieści rodziców. Co prawda zdarzało się już 3-krotnie, by mistrz Europy nie jechał na mistrzostwa świata, ale wprzypadku Duńczyków czy Greków zdecydowanie większą niespodzianką było wygranie Euro niż odpadnięcie z walki o mundial. Włochom z kolei nigdy nie zdarzyło się odpaść z walki o dwa kolejne mundiale. W 1930 roku odmówili udziału, w 1958 zajęli drugie miejsce w grupie i odpadli, a gdy FIFA zaproponowała im udział w barażu przeciwko Izraelowi, unieśli się honorem i zrezygnowali z niego. Dziś pewnie wielu Włochów marzyłoby o takim ratunkowym meczu, który mógłby ocalić ich występ na turnieju.

Do 2017 roku nigdy nie zdarzyło się zatem, by Italia bez powodzenia stoczyła walkę w grupie i bezpośrednio po tym odpadła w barażach. Nawet późną jesienią 1997 roku potrafiła zagrać w zaśnieżonej Moskwie i w barażowym dwumeczu wyeliminować Rosję. W tym roku teoretycznie nie przeszkadzało im już nic. Nie było śniegu, jak 25 lat temu. Nie było Gian Piero Ventury, który 4 lata temu nie był w stanie dobrać odpowiedniej taktyki, potrafił opuścić swój zespół i nie odzywać się do piłkarzy podczas odprawy. Nie było szarpaniny na ławce rezerwowych, gdy selekcjoner próbował wpuścić Daniele De Rossiego zamiast Lorenzo Insigne, gdy trzeba było gonić wynik w rewanżu ze Szwecją. Była drużyna, która kilka miesięcy temu zdobyła mistrzostwo Europy. Był selekcjoner, za którym piłkarze byli gotowi skakać w ogień. Były 32 uderzenia w kierunku macedońskiej bramki. Było 16 rzutów rożnych. Macedończykom wystarczyły 2 celne strzały, w tym ten autorstwa Aleksandara Trajkovskiego. Piłkarza, który na Stadio Renzo Barbera występował w barwach Palermo przez 4 lata, ale chyba nigdy nie spodziewał się, że jedna z jego bramek na tym stadionie okaże się tak historyczna.

Perfekcyjny plan

Ale historia na bok. Zupełnie obiektywnie – na Sycylii wygrał zespół, który perfekcyjnie zrealizował swój plan. Macedończycy zagrali bez Elifa Elmasa, bronili się z ogromnym poświęceniem, a gdy nadarzyła się okazja do uderzenia z dystansu, to Trajkovski idealnie trafił. Gdyby chociaż jedna z ponad 30 prób Włochów skończyła się golem (na przykład ta na niemalże pustą bramkę w wykonaniu Domenico Berardiego), to w najgorszym wypadku Macedończycy doprowadziliby do dogrywki. Niestety piłkarze Manciniego za każdym razem wchodząc w pole karne wyglądali tak, jakby paraliżował ich strach. Jakby nagle przed oczami przelatywały im zmarnowane sytuacje przeciwko Szwajcarii w Rzymie i Bazylei – rzuty karne Jorginho i stuprocentowe okazje Berardiego i Immobile. Jak gdyby nagle z Palermo przenosili się do Belfastu, gdzie musieli wysoko pokonać Irlandię Północną, a zamiast tego ledwo zremisowali. Włosi przestali unosić ciężar meczów, które jeszcze kilka miesięcy temu załatwiali szybko i bezboleśnie. Nie może to jednak dziwić, skoro wielu zawodników indywidualnie obniżyło loty, a Roberto Mancini nadal ślepo w nich wierzył.

Jednym z nich jest Ciro Immobile, który na starcie z Macedończykami wyszedł nawet z opaską kapitana. Gdyby nie drobny uraz Gianluki Scamakki, to właśnie napastnik Sassuolo powinien wyjść w podstawowym składzie – jest w znakomitej formie, a dzięki świetnej grze głową spokojnie mógłby wykorzystać choćby jeden z szesnastu rzutów rożnych. Uparte stawianie na zawodzącego w kadrze Immobile, wystawienie w podstawowej jedenastce Lorenzo Insigne, którego ostatni sezon w Napoli jest jednocześnie jednym z najsłabszych, pozostawienie na trybunach Mattii Zaccagniego i Nicolo Zaniolo, którzy mogliby sporo wnieść nawet wchodząc z ławki. Złe decyzje personalne zbiegły się w czasie ze słabszą formą tych zawodników, którzy w kadrze grali regularnie. Najlepszego czasu nie przeżywał ostatnio Nicolo Barella grając w Interze, a i Gianluigi Donnarumma w PSG nie miał najłatwiejszych dni. Jeśli dodamy jeszcze nieobecność kontuzjowanego Federico Chiesy i brak jakiejkolwiek alternatywy taktycznej, która zrekompenowałaby jego absencję  (o Spinazzoli już nawet nie wspominamy, bo Włosi daliby wiele, by mieć go zdrowego i w takiej dyspozycji, jak na Euro), to zwyczajnie nie mogło się to skończyć dobrze. Mieszanka słabej dyspozycji i złych decyzji personalnych dała właśnie swój efekt końcowy. Trzeba to powiedzieć otwarcie – będący w takiej rozsypce Włosi nie mieliby absolutnie żadnych szans z Portugalią. 

Jeśli włoscy kibice miewali koszmary, to najczęściej pojawiał się w nich zapewne baraż o awans do poprzednich mistrzostw i odpadnięcie ze Szwecją. Brak Italii na mundialu wtedy wydawał się wręcz nierealny. Był czymś, w co Włosi uwierzyli dopiero, gdy zobaczyli na San Siro świętujących Szwedów i Gianluigiego Buffona płaczącego przed kamerami telewizyjnymi. Zresztą płacz był wtedy najczęstszą reakcją fanów. Patrząc na reakcje kibiców na Renzo Barbera można było odnieść wrażenie, że zamiast płaczu była wściekłość bądź po prostu rozczarowanie. Tifosi już raz przeżyli taką sytuację, a to, co w ostatnich miesiącach działo się z reprezentacją, coraz mocniej zapowiadało, że los nie zamierza być sprzymierzeńcem Włochów. Nie było już łez piłkarzy w pomeczowym studio – odpytujący Jorginho i Giorgio Chielliniego Lele Adani i Alessandro Antinelli mieli przed sobą piłkarzy kompletnie rozbitych, ale chyba nie zszokowanych. Można było odnieść wrażenie, jakby brak awansu na Mundial mieli już wkalkulowany i czuli, że to może się wydarzyć. Mimo wszystko łatwiej byłoby to przełknać na Stadionie Smoka w Porto, mając za sobą mecz z rywalem z najwyższej półki – z całym szacunkiem dla Macedonii, która w zeszłym roku pokonała już przecież Niemców. Jedyne, co Włochom pozostało, to czekanie na kolejne Mistrzostwa Europy właśnie w Niemczech, czyli tam, gdzie po raz ostatni zrobili furorę na Mundialu…

Piotr Dumanowski i Dominik Guziak – Eleven Sports

Komentarze

Comments 5 comments

Wstając rano miałem w głowie tylko jedną myśl: “Ile wygrali Włosi ?”. Gdy zobaczyłem wynik nie mogłem w to uwierzyć. Mundial bez Włochów, gdy jeszcze nie dawno we włoskiej prasie można było przeczytać, że Katar potrzebuje Włochów.
Do tej pory wszyscy zastanawiali się, kogo z wielkiej dwójki Portugalia, Włochy zabraknie na mundialu, a może ziścić się najgorszy scenariusz, że ani jedna reprezentacja z tej dwójki nie zagra na MŚ.

“Wstając rano miałem w głowie tylko jedną myśl…”-
– Tak smakuje szczęście.
Una mattina mi sono alzato
o bella ciao, bella ciao, bella ciao ciao ciao
una mattina mi sono alzato
e ho trovato l’invasor

Wielki szacunek dla Włochów za bojkot bandyckich krajów, w których po prostu nie gra się mistrzostw – najpierw Rosja, teraz Katar. Wszystkie federacje powinny brać z nich przykład. Po meczu ze Szkotami myślę, że Polska też w przyszłym tygodniu stanie na wysokości zadania i zachowa się równie honorowo 🙂