Nie powrót Massimiliano Allegrego, a podstawiony pod jego pióro papier jest genezą obecnych problemów Juventusu. Podobnie rzecz się ma z przyjściem Simone Inzaghiego do Interu. To cyrografy trzymają tych trenerów w klubie, nie wiara w ich umiejętności.
- Juventus podpisał zabójczy dla siebie kontrakt z Massimiliano Allegrim
- To część trendu, jaki zapanował we Włoszech. A przecież tak długie kontrakty z trenerami w tak niepewnych czasach zwiastują problemy
- Jeśli Juve zwolni Allegrego a Inter Simone Inzaghiego, finansowe rany będą lizane latami
Za mało, za dużo
Nie ma nic niebezpieczniejszego od skrajności. Przyzwyczajani przez lata do polskich realiów, obserwowaliśmy, jak kolejni trenerzy nie mogli wybudować niczego na stałe, bo po kilku miesiącach (albo nawet tygodniach) dziękowano im za pracę. W teorii można było założyć, że do sukcesu może doprowadzić robienie czegoś zupełnie odwrotnego. Na przykładach Juventusu i Interu już wiemy, że nie.
Desperacja warta fortunę
Kilka dni temu pod ośrodkiem treningowym Juventusu doszło do swoistej scenki. Wychodzącego z budynku Maurizio Arrivabene “zaatakował” kibic z wypisanymi na ustach słowami “Allegri Out”. Dyrektor Juve obruszył się i odpowiedział: a będziesz płacił nowemu trenerowi? W trzymaniu Allegrego na ławce chodzi wyłącznie o pieniądze. Kto wie, może szkoleniowiec z Livorno faktycznie wyprowadzi Starą Damę z kryzysu, może nagle wszystko się odmieni, a Bianconeri pójdą po mistrzostwo Włoch (wątpliwe, bardzo wątpliwe…), ale trudno na dziś mieć wątpliwości, że tej szansy by nie dostał, gdyby nie jego kontrakt. W sumie i tak nie wiadomo, czy dostanie.
Zatrudniając Allegrego Juventus był absolutnie zdesperowany, bo było jasne, że z tej drużyny ulatuje wszystko, co ją definiowało przez dziewięć mistrzowskich lat. Pal sześć Ligę Mistrzów i to, co się w niej od dawna dzieje. Ostatni tytuł zdobyty przez Maurizio Sarriego okupiony był sporą liczbą wpadek. Sezon Andrei Pirlo cudem został uratowany w ostatniej kolejce, gdy wpadka Napoli zapewniła Juve miejsce w Lidze Mistrzów. Trend był zatem widoczny, a trener, który seryjnie zdobywał mistrzostwo, często gwarantując sobie je na dwa miesiące przed końcem ligi, stał się w oczach szefów koniecznością. Allegremu wcale się nie paliło do powrotu i tamta saga wyraźnie sugerowała, kto bardziej był na musiku. Podobnie jak wynegocjowany przez Maxa kontrakt. W czasach, gdy w piłce nie można być pewnym jutra, czteroletnia umowa wydaje się być zbrodnią na zdrowym rozsądku. Ta konkretna jest warta 50 mln euro brutto wliczając premie za mistrzostwa, a bez nich – wątpliwe, że trzeba będzie je wypłacać – sięga niespełna 40 mln. Dziś ten kontrakt blokuje Juventus przed zrobieniem ruchu, którego domaga się już niemal cała społeczność zgromadzona wokół klubu.
Długie kontrakty standardem
Inter popełnił ten sam błąd. Przykuł się łańcuchem do Simone Inzaghiego aż do 2024 roku. Jest to o tyle dziwne, że kontrakt przedłużono na tak długi okres po sezonie, w którym klub przegrał tytuł, po który przecież przez długie miesiące pewnie kroczył. Roma może mieć podobny kłopot, bo Jose Mourinho też zapewnił sobie 7 mln euro do 2024 roku. Z tą różnicą, że nikt w tej chwili nie widzi potrzeby zwalniania Portugalczyka. Co nie znaczy, że to się nie zmieni.
Bardzo długie kontrakty dla trenerów stały się przekleństwem klubów na Półwyspie Apenińskim i wydaje się, że potrzeba bycia ostrożnym zbyt często nie jest wystarczająco duża. I to mimo przykładów dostarczanych regularnie. Genoa spadła do Serie B a wciąż nosi balast w postaci kontraktu Andrija Szewczenki podpisanego do 2024, a zwolnionego po raptem kilku tygodniach. Przypadki Juventusu i Interu każą jednak wierzyć, że trend we Włoszech zostanie zastopowany.
***
Mecz kolejki
Milan – Napoli 1:2. To taka porażka, po której kibice pokonanego zespołu nie mają powodów do zmartwień, a wręcz przeciwnie – mają na czym budować nadzieję. Mistrzowie Włoch wyszli na to spotkanie naładowani pod korek, czym goście wydawali się być zaskoczeni. Patrząc na grę Milanu z perspektywy kibica Interu lub Juventusu, można było odczuwać zazdrość, bo w tej drużynie wszystko się zgadza. Przeciwko Napoli też się zgadzało, przynajmniej do momentu, w którym zespół Spallettiego strzelił bramkę. Nie byłoby jej, gdyby nie największe odkrycie tego sezonu Serie A – Chwicza Kwaracchelia. Gruzin dysponuje rewelacyjnym dryblingiem i bardzo szybką stopą. To jego w polu karnym faulował Serginio Dest.
Jeśli wskazać piętę achillesową Rossonerich, byłaby to właśnie obrona. “La Gazzetta dello Sport” pisze o niej w ten sposób: Defensywa Milanu, która w ubiegłym sezonie była w świetnej formie, teraz przeżywa załamanie. Obrońcy popełniają zbyt wiele błędów. Dowodem tego jest strata siedmiu bramek w pięciu ostatnich meczach. Pojawia się zbyt wiele indywidualnych błędów.
Stefano Pioli: – Nie jestem zadowolony i zawodnicy też nie powinni być. Kiedy grasz tak dobrze jak my dzisiaj, nie możesz przegrać. Strzeliliśmy tylko jednego gola i to za mało jak na liczbę okazji jakie sobie wykreowaliśmy. Jesteśmy rozczarowani, bo nie powinniśmy przegrać tego meczu. Taka jest jednak piłka nożna i dzisiejszego wieczoru się o tym przekonaliśmy. Przegraliśmy, ponieważ w dwóch akcjach nie pokazaliśmy takiej jakości i determinacji jakiej sami od siebie oczekujemy. Byliśmy lepsi niż Napoli. Mieliśmy serię meczów bez porażki i szkoda, że zakończyła się ona po takim występie.
Wydarzenie kolejki
Absurdalna czerwona kartka Angela di Marii. To miał być transfer będący jak gamechanger, a na razie jest wielkim niewypałem. Argentyńczyk zagrał kapitalny mecz przeciwko Sassuolo na otwarcie ligi, by później wpadać co najwyżej na moment do składu. Dopiero co minęła połowa września, a Di Maria zalicza właśnie swoją trzecią (!) przerwę w grze. Dwie pierwsze były spowodowane kontuzjami, trzecia idiotyczną czerwoną kartką złapaną jeszcze przed przerwą w meczu z Monzą. Tam nawet nie było agresji ze strony rywala, zwykła kontaktowa walka o piłkę, ale to okazało się zbyt dużo, by Di Maria nie odpowiedział ciosem w brzuch. Efekt – gra w dziesiątkę i porażka Juventusu. Podobno po meczu doszło do ostrego starcia pomiędzy nim a Allegrim, bo trener miał obwinić go za niedzielną wpadkę. Sam Di Maria przeprosił w mediach społecznościowych, ale co z tego, gdy czeka go teraz zawieszenie przynajmniej na dwa mecze, a prawdopodobnie nawet jeszcze dłuższe.
Piłkarz kolejki
Ciro Immobile (Lazio). Jest coś niezwykle imponującego w regularności tego piłkarza. Kiedy do Rzymu zawitał Maurizio Sarri, wydawało się, że przed Immobile wielki test. Zawodnik, który pasował idealnie do ustawienia 3-5-2, jakie preferował Simone Inzaghi, nagle musiał wkomponować się w 4-3-3 nowego trenera. Było to o tyle ryzykowne, że przecież jeśli Ciro gdzieś zawodził, to w reprezentacji grającej właśnie 4-3-3. W Lazio ta zmiana nie miała dla niego większego znaczenia. Poprzedni sezon: 27 goli i tytuł króla strzelców. Obecny: już pięć goli. W tym dwa w ostatnim meczu z Cremonese (3:0) oraz dorzucona do tego dorobku asysta. Najlepszy piłkarz kolejki. Wątpliwe, że ostatni raz w sezonie.
Polak kolejki
Bartłomiej Drągowski (Spezia). Krok w tył, jakim było niewątpliwie przejście z Fiorentiny do Spezii, miał pomóc Polakowi w odzyskaniu uznania na Półwyspie Apenińskim i zapewnić transfer do lepszej drużyny w niedalekiej przyszłości. Planując to, Drągowski liczył właśnie na takie występy, jak przeciwko Sampdorii. Goście oddali osiem celnych strzałów, z których tylko jeden – bez winy bramkarza Spezii – wpadł do siatki. Może i nasz kadrowicz nie zaliczył jakichś cudownych interwencji przy strzałach w teorii nie do obrony, ale jego pewność była na tyle imponująca, że przez “La Gazzettę dello Sport” został wybrany najlepszym piłkarzem meczu. Notę 7,5 uzasadniono: Był nie do przejścia. Zaczął od zatrzymania Caputo, potem nie dał się pokonać Gabbiadiniemu i Sabiriemu, swoją serię skończył na Quagliarelli.
Gol kolejki
Abdelhamid Sabiri w meczu Spezia – Sampdoria (2:1). Abdelhamid Sabiri ma już 25 lat, więc mało ryzykowną tezą jest ta, że nie zrobi kariery jak Cristiano Ronaldo. Ale jego gol przeciwko Spezii żywcem przypomina opadające liście, jakie w swoim repertuarze miał niegdyś portugalski gwiazdor. Cudowne trafienie pomocnika Sampdorii nie przełożyło się jednak na punkty, a drużyna z Genui zamyka ligową tabelę.
Komentarze