Antonio Conte odszedł z Interu, bo nie mógł zaakceptować planowanego osłabienia drużyny. Simone Inzaghi wszedł do szatni, zobaczył kim dysponuje po sprzedaniu czołowych zawodników i powiedział do obecnych: będziecie jeszcze lepsi niż przed rokiem. I są.
- Inter Mediolan wygrał cztery ostatnie mecze, w każdym z nich strzelając przynajmniej dwa gole i w trzech nie tracąc bramki. Do tego dołożył awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów
- To sprawia, że mówienie o Interze Inzaghiego jako o lepszej drużynie niż Inter Contego, przestaje być opinią, a staje się faktem. Teraz celem będzie utrzymać to na dystansie
- Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.
Liczby już za Inzaghim
Zwycięstwo nad Romą było głośne. Raz, że efektowne, bo ograć Mourinho 3:0 na jego terenie zawsze będzie budziło respekt, nawet jeśli wszyscy wiemy, iż Portugalczyk od dłuższego czasu dryfuje w kierunku drugiej strony rzeki. Dwa, że okraszone grą, na którą chciało się patrzeć. Trzy, że pozwalające wyprzedzić w tabeli Napoli, które przecież rozpoczęło sezon długą serią zwycięstw. Ale jest i czwarty punkt tej wyliczanki, o której nikt się nie zająknął, nikt nie zauważył. Inter Simone Inzaghiego wyprzedził kogoś jeszcze. Wyprzedził Inter prowadzony przez Antonio Conte.
Trener, który przełamał dziewięcioletnią hegemonię Juventusu, po 16 meczach mistrzowskiego sezonu zgromadził na koncie 36 punktów. Inzaghi nie ma już do dyspozycji Romelu Lukaku ani Achrafa Hakimiego, czyli głównych projektantów ubiegłorocznego Scudetto, a jednak w tym samym okresie wywalczył 37 oczek. Strzelając niewiele mniej goli (39 przy 41 Conte) oraz tracąc zauważalnie mniej (15 przy 21 poprzednika). A do tego niemal w identycznej grupie Ligi Mistrzów jak przed rokiem dołożył awans na kolejkę przed końcem (Antonio Conte zajął w niej ostatnie miejsce).
To tym bardziej godne uwagi, że Conte rok temu swój zespół znał. Nad pewnymi mechanizmami gry, które bardzo przyczyniły się do wywalczenia mistrzostwa (jak na przykład rola wahadłowych w budowaniu akcji ofensywnych), pracował od dawna, by wreszcie zebrać owoce. Wydawałoby się, że naturalną będzie potrzeba okresu przejściowego dla Inzaghiego, zwłaszcza po odejściu gwiazd, ale nie. On po prostu przyszedł i zaczął wygrywać. Jedyna wpadka – przeciwko Lazio (1:3) – zdarzyła się dopiero w ósmej kolejce, a po niej nastąpiła seria kolejnych ośmiu meczów bez porażki, w tym sześciu wygranych. Inter od trzeciej kolejki ściga lidera Serie A, ale zanim jeszcze go dogonił – do Milanu traci punkt – stał się głównym faworytem do kolejnego mistrzostwa.
Inzaghiana – czy to już?
To nie ma być jednak tekst cokolwiek wytykający Contemu – to byłoby szaleństwo biorąc pod uwagę zasługi tego trenera dla Interu. Tym bardziej, że nie jest tak, że przyszedł Inzaghi, poustawiał wszystko po swojemu, i zadziałało. Simone korzysta raczej z dziedzictwa swojego poprzednika. Dopiero niedawny mecz przeciwko Napoli (3:2) był czymś, co włoskie media nazwały „Inzaghianą”. Czymś odróżniającym się od przeszłości.
O ile Conte w poprzednim sezonie na podobnym etapie rozgrywek i też w meczu z Napoli decydował się na oddanie rywalowi piłki i grę z kontrataku, o tyle Inzaghi sam chciał atakować. To stało się zresztą jego znakiem firmowym, co było również widać w weekend z Romą. Obecny trener Interu chce jak najszybciej rozstrzygnąć mecz, by później móc kontrolować wynik. Pomaga mu w tym wysoki pressing, który nie zawsze był stosowany przez poprzednika. Wracając do meczu z Napoli, który podajemy za przykład nowego otwarcia – Inter odzyskał w nim aż 57 piłek przy 38 przed rokiem. Inzaghi więcej gra piłką (569 podań przy 543 rok temu), częściej dośrodkowuje (15:10), żąda więcej dryblingów (w praniu wyszło 13:4). To dość jasno pozwala wyciągnąć wnioski: Simone szuka bardziej konstruktywnego i dominującego Interu. I póki co znajduje.
Inni ludzie
Lukaku i Hakimi są ludźmi nie do zastąpienia. Ich styl gry determinował to, jak grał Inter. Ale skoro nikt nie jest w stanie ich zastąpić jeden do jednego, trzeba inaczej rozdzielić role na boisku. To właśnie robi Simone Inzaghi. Widać to zwłaszcza na przykładzie Hakana Calhanoglu, który niemal z marszu stał się dla Interu piłkarzem kluczowym, a który charakterystyką najmocniej pasuje do Christiana Eriksena. Pamiętamy, że długie miesiące trwało, aż Conte przekonał się do Duńczyka, a – można mniemać – w układance Inzaghiego byłby wręcz pożądany. W ostatnich tygodniach ponownie rozkwitł Ivan Perisić, a Matteo Darmian coraz mocniej przypomina Hakimiego. Nie zawodzi – gdy gra – Andrea Ranocchia. Za dużo jest tych przypadków, by je uznać za zbieg okoliczności. Indywidualny progres zawodników to także widoczna ręka Simone Inzaghiego.
„La Gazzetta dello Sport” niedawno podsumowała to wszystko w ten sposób: Conte wziął przegrany Inter i odbudował go, nakładając dyscyplinę oraz rygor na boisku i poza nim. Inzaghi wykorzystał to jako bazę, której dodał więcej odwagi. Poluzował dogmaty taktyczne swojego poprzednika oraz sztywność w liniach, wniósł na boisko więcej inwencji i beztroski. Coś podobnego zrobił też poza boiskiem. A piłkarze idą za nim w ogień.
Mecz kolejki
Napoli – Atalanta 2:3. Patrząc na listę nieobecnych wśród gospodarzy (przede wszystkim brakowało Anguissy, Insigne, Koulibaly’ego, Osimhena i Fabiana Ruiza) można się było tylko zastanawiać, jak rozpędzona w ostatnich tygodniach Atalanta to wykorzysta. Każdy punkt wywalczony przez Napoli mógł tu być traktowany jak niespodzianka. Do niej nie doszło, ale jednak gospodarze długo potrafili się przeciwstawiać i tuż po rozpoczęciu drugiej połowy nawet wyszli na prowadzenie 2:1. Do tego momentu był to nie tylko fantastyczny mecz, toczony w nieprawdopodobnym tempie, ale też nieco… dziwny. Atalanta jakościowo miażdżyła Napoli, cały czas stwarzała zagrożenie pod bramką gospodarzy, ale tym wystarczyły trzy wypady za połowę, by zdobyć dwa gole. Ostatecznie ekipa Luciano Spallettiego nie była w stanie wytrzymać szalonego tempa i z każdą minutą słabła, co La Dei pozwoliło odwrócić losy meczu. Tak naprawdę pisanie czegokolwiek o tym spotkaniu i tak nie odda siły widowiska. Byłby to mocny kandydat nawet do miana meczu sezonu, gdyby nie to, że takie we Włoszech zdarzają się… co tydzień.
Swoją drogą to już druga kolejka z rzędu, w której musimy wybierać spośród dwóch gier o tak kosmicznej dawce emocji (nie mamy nic przeciwko, by powtarzało się to po każdym weekendzie). Bo przecież w tej rubryce równie dobrze mogłoby się znaleźć starcie Venezii z Hellasem (3:4), w którym do przerwy beniaminek prowadził 3:0, by ostatecznie przegrać. Niżej trafienie Giovanniego Simeone, które równie dobrze mogłoby być bramką tygodnia, ale oczywiście znalazł się ktoś, kto przebił wyczyn Argentyńczyka.
Wydarzenie kolejki
Dwa gole bezpośrednio z rzutów rożnych. Jakby było tego mało, że włoska liga już była napakowana pod korek nieprawdopodobnymi zdarzeniami, dwóch piłkarzy postanowiło jeszcze dodać coś od siebie. Najpierw w sobotę Hakan Calhanoglu trafił z Romą (3:0) bezpośrednio z rzutu wolnego, a dzień później to samo zrobił Juan Cuadrado w spotkaniu Juventus – Genoa (2:0). Co tu dużo pisać – obejrzyjcie sami.
Piłkarz kolejki
Hakan Calhanoglu. Trzeba przyznać, że transfer Turka z Milanu do Interu to prawdziwy majstersztyk. W ostatnich pięciu meczach zdobył cztery gole i dorzucił dwie asysty (w meczu z Romą odpowiednio 1+1), ale jego wyczyny wychodzą daleko poza i tak świetne liczby. To w głównej mierze on korzystając z doświadczenia decyduje o tempie, w jakim gra Inter. Do tego gra na fantastycznym procencie celnych podań (a pamiętajmy, że większość z nich wykonuje na połowie przeciwnika). Z Romą zaliczył 91 proc. (61/67), w tym na nos zagrał pięć z sześciu długich piłek.
Polak kolejki
Piotr Zieliński. To on podał tlen Napoli i sprawił, że w meczu z tłamszącą Atalantą wróciła nadzieja na dobry wynik. Zawsze w centrum uwagi, właściwie każda ofensywna akcja gospodarzy musiała przejść przez naszego piłkarza. Do tego już piąty gol w sezonie, co sprawia, że obok Osimhena i Mertensa jest najskuteczniejszym zawodnikiem ekipy Spallettiego.
Ale na wyróżnienie zasłużył także Arkadiusz Reca, który w meczu Spezii z Sassuolo (2:2) zaliczył efektowną asystę przy pierwszym golu. Do tego od „La Gazzetta dello Sport” zgarnął tytuł „Il migliore”, czyli najlepszy w drużynie.
Gol kolejki
Joao Pedro w meczu Cagliari – Torino (1:1). Czy to podsumowanie dotyczy najlepszej kolejki w obecnym sezonie? Możliwe. Bo oprócz wszystkiego, co wyżej, było aż pięciu (!) kandydatów do przyznania wyróżnienia za gola kolejki. Na ten tytuł zasługiwał wspomniany wcześniej Simeone, ale także Rusłan Malinowski za bombę w okno otwierającą wynik meczu Napoli – Atalanta, Merih Demiral trafiający w tym samym spotkaniu z ostrego kąta pod poprzeczkę oraz Edin Dzeko finalizujący przeciwko Romie (3:0) taką akcję Interu, że można było zbierać szczękę z podłogi. Ale jednak bezkonkurencyjny okazał się Joao Pedro wbijając przewrotką takiego gwoździa, jak robią to siatkarze.
“bo ograć Mourinho 3:0 na jego terenie zawsze będzie budziło respekt, nawet jeśli wszyscy wiemy, iż Portugalczyk od dłuższego czasu dryfuje w kierunku drugiej strony rzeki” – o tym, że dryfuje wiemy my kibice, eksperci (w tym Ci z eleven) mówili przed sezonem o odrodzeniu Mou i pięknej Romie…
A poza tym, piękne bramki, piękna Seria A.
Co do Hakana, uważam, że nigdy nie grał tak jak teraz. Od miesiąca, on jest wszędzie, zawsze na czas, zawsze dokładnie i mądrze. Niesamowita gra, niesamowity transfer.
Pozdr.
polemizowałbym z tym czy jest lepszy …. zobaczymy czy kolejny raz wygra serie a jak to miało miejsce z Conte w składzie