Fiorentina chce iść śladami Romy i wygrać Ligę Konferencji. Czy Lech ma szansę ich zatrzymać?

Piłkarze Fiorentiny
Piłkarze Fiorentiny PressFocus

Już w najbliższy czwartek po raz pierwszy od 27 lat będziemy świadkami występu polskiego klubu w ćwierćfinale europejskich pucharów. Wydarzenie historyczne, a etap rozgrywek na tyle zaawansowany, że także w Lidze Konferencji Europy nie dało się już uniknąć uznanych na Starym Kontynencie marek. Los skojarzył Lecha Poznań z Fiorentiną, czyli kolejnym po Romie klubem z Serie A, który te rozgrywki traktuje bardzo poważnie i celuje w końcowy triumf. Krótko mówiąc – mistrzowie Polski trafili na bardzo trudnego przeciwnika, który wysoką formę złapał stosunkowo niedawno, ale z każdym tygodniem sprawia wrażenie coraz stabilniejszego. Ekipę z Toskanii da się zaskoczyć, ale trzeba mieć w głowie kilka niuansów, które mogą okazać się kluczem do korzystnego wyniku.

  • Fiorentina zmierzy się z Lechem Poznań w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Włosi przystąpią do tej rywalizacji w roli faworyta
  • Pierwsze spotkanie rozegrane w czwartek (13 kwietnia) o godzinie 21:00
  • W poprzedniej edycji w rozgrywkach Ligi Konferencji triumfowała Fiorentina

Dwie twarze Fiorentiny

Obecny sezon Fiorentiny można podzielić na dwa etapy – przed i po dwumeczu z Bragą w fazie play-off Ligi Konferencji Europy. To właśnie od tej rywalizacji zespół Vincenzo Italiano rozpoczął ciąg jedenastu spotkań, z których wygrał aż dziesięć. Jakikolwiek punkt przeciwko Fiorentinie jako ostatnie zdołało zdobyć Empoli, a miało to miejsce jeszcze 19 lutego. Z Bragą florentczycy rozprawili się aż 7:2 w dwumeczu, a w następnej rundzie wyeliminowali Sivasspor strzelając im 5 goli w 180 minut. Na krajowym podwórku pokonali Milan i Inter, a w środę wygrali 2:0 z Cremonese i znaleźli się jedną nogą w finale Pucharu Włoch. Nawet w dużym skrócie dokonania Violi przez niecałe 2 miesiące brzmią imponująco i aż trudno uwierzyć, że jesienią ta sama ekipa była całkiem blisko strefy spadkowej Serie A, a w Lidze Konferencji nie potrafiła wygrać z mistrzem Łotwy. 

Skąd taka przemiana? Przede wszystkim – Fiorentina nauczyła się wykorzystywać tworzone sytuacje bramkowe. Brzmi banalnie, prawda? Ale jeszcze kilka tygodni temu piłkarze z Artemio Franchi znajdując się w polu karnym rywala potrafili zrobić wszystko poza skuteczną finalizacją akcji. Często atakowali niemal całą drużyną, zasypywali rywali dośrodkowaniami, strzałami z dystansu, mijali przeciwników jak tyczki, dochodzili do sytuacji sam na sam z bramkarzem, ale nic nie wpadało. Dopiero od wspomnianego dwumeczu z Bragą karta się odwróciła. Wygrana w pierwszym meczu 4:0 odblokowała Arthura Cabrala i Lukę Jovicia, którzy ustrzelili po dublecie. Szczególnie Brazylijczyk od tamtego czasu nie zatrzymuje się i w jedenastu występach zdobył aż osiem bramek. Przed rywalizacją z Fiorentiną zawodnikom Lecha nie pozostaje nic innego, jak dokładnie obejrzeć i przeanalizować zachowania Cabrala w polu karnym, bo poza szesnastkę ten napastnik za często się nie wychyla. Jeśli uda się zapobiec dośrodkowaniom do tego gracza, Filip Bednarek powinien mieć więcej spokoju – akurat gra głową to atut brazylijskiego napastnika, a dzięki Cristiano Biraghiemu wrzutek w pole karne ma pod dostatkiem.

Fiorentina nie ma w zwyczaju „badać” rywala i przeczekiwać pierwsze minuty meczów, by spróbować rozczytać zamiary przeciwnika. Zespół Vincenzo Italiano od razu zaczyna szturm na bramkę. W samej Serie A blisko 40% goli toskańczycy strzelili w pierwszych trzydziestu minutach meczów. Gdyby nie szwankująca skuteczność, ten wskaźnik byłby pewnie jeszcze wyższy. Lech będzie musiał nastawić się na to, że Viola od razu zabierze piłkę i będzie ją posiadać przez około 60-70% czasu gry. Pamiętając jednak występy mistrzów Polski w Lidze Konferencji w tym sezonie, coś takiego miało już miejsce choćby w starciu z Villarrealem. Tu różnica będzie polegać na tym, że Fiorentina zepchnie Lecha dużo głębiej. 

Co czeka Lecha Poznań?

Na co zatem ekipa Johna van den Broma musi się nastawić? Po pierwsze – trzeba liczyć, że znów odezwą się w Fiorentinie problemy ze skutecznością. Niedawno w domowym spotkaniu z Sivassporem włoski zespół dominował całą pierwszą połowę, oddał pięć celnych strzałów, ale gola nie strzelił. Podobnie było też w lidze w meczu z Milanem. W Serie A na przestrzeni całego sezonu Viola zamieniła na gole tylko niecałe 25% celnych strzałów. Jeśli włoski zespół tak jak zwykle ruszy do przodu od samego początku i znajdzie się daleko od własnego pola karnego, najbardziej logicznym planem będzie szukanie kontrataków. A to z kolei jest coś, z czym Fiorentina radzi sobie słabo.

Zapominający o zadaniach defensywnych prawy obrońca Dodô i niezbyt zwrotni środkowi obrońcy – tu Lech mógłby upatrywać swojej szansy na zaskoczenie rywali. Jeśli mistrzowie Polski przetrwają nawałnicę na początku spotkania, a później będą unikać przegrywania pojedynków z bardzo szybkimi Nicolasem Gonzalezem i Jonathanem Ikone, to nawet jedna udana kontra może ustawić lechitów w bardzo korzystnym położeniu przed rewanżowym meczem na Artemio Franchi. Oczywiście to duże uproszczenie, ale zachowanie czystego konta w starciu z najskuteczniejszym zespołem Ligi Konferencji Europy mogłoby wprowadzić spory niepokój w szeregach rywali. Fiorentina strzela gole w każdym meczu przez ostatnie dwa miesiące. Im dłużej podopieczni Vincenzo Italiano pozostawaliby bez zdobyczy bramkowej, tym mocniej mogłoby ich ciągnąć do coraz wyższego i bardziej ryzykownego ustawiania się na boisku.

Oczywiście nawet wariant optymistyczny, czyli objęcie prowadzenia przez Lecha, nie może wprowadzić rozluźnienia. W europejskich pucharach Fiorentina skutecznie odrabia straty. W tej edycji Ligi Konferencji Europy udało się to już trzykrotnie, w tym z Bragą ze stanu 0:2 do 3:2. Można mieć wrażenie, że potyczka z Fiorentiną w obecnej formie to walka pełna pułapek. Vincenzo Italiano ma do dyspozycji bardzo szeroką kadrę, ponadto żongluje dwoma wyjściowymi ustawieniami – 4-3-3 i 4-2-3-1, do każdego z nich mając dobrze dopasowanych wykonawców. Piłkarze rozpoczynający mecze na ławce rezerwowych często nie odstają jakością od graczy wyjściowego składu. To pozwala zachować szybkie tempo gry praktycznie przez 90 minut.

We Florencji coraz głośniej mówi się o tym, że w tym sezonie nadarza się idealna okazja, by po 22 latach dołożyć kolejne trofeum do klubowej gabloty. Szanse na to są dwie, bo Viola jest już praktycznie jedną nogą w finale Coppa Italia. Jednak aż 25 bramek zdobytych w obecnej edycji Ligi Konferencji Europy rozbudziło apetyty kibiców we Florencji także na pójście śladami Romy, która w zeszłym sezonie świętowała sukces w Tiranie.     

Piotr Dumanowski i Dominik Guziak (Eleven Sports)

Komentarze