Antonio Conte nie musiał długo czekać, by wrócić na ławkę trenerską. Gdy tylko zwolniło się miejsce w Tottenhamie, mający już doświadczenie w Premier League szkoleniowiec nie wahał się i wrócił na Wyspy Brytyjskie, gdzie wcześniej świętował z Chelsea tytuł mistrzowski w 2017 roku. Conte trafił więc tam, gdzie włoscy trenerzy cieszą ogromną estymą. I nie jest to tylko pokłosie ostatnich lat i sukcesów, które myśl szkoleniowa rodem z Italii odnosi niemal w każdym zakątku Europy.
- Włoska myśl szkoleniowa święci od wielu lat sukcesy. Nie inaczej jest w ostatniej dekadzie
- Antonio Conte jest kolejnym przykładem na to, że Włosi cenieni są w najsilniejszych ligach świata
- Piotr Dumanowski i Dominik Guziak z Eleven Sports na łamach Seriea.pl wskazują, co wyróżnia włoskich trenerów
Antonio Conte i inni
Antonio Conte po przejęciu Tottenhamu dołączył do Claudio Ranieriego, który raptem miesiąc temu przejął Watford. Tym samym liczba kolejnych sezonów w angielskiej Premier League z przynajmniej jednym włoskim szkoleniowcem została przedłużona. W ostatnich dwóch sezonach podtrzymywał ją Carlo Ancelotti, pracując w Evertonie. Wcześniej włoska kolonia oprócz samej obecności w Anglii gwarantowała także trofea – Maurizio Sarri wygrał Ligę Europy z Chelsea, Antonio Conte zdobył mistrzostwo i Puchar Anglii także z The Blues, Ranieri sięgał po tytuł mistrzowski z Leicester City. W ostatnich pięciu latach w Premier League pracował też Francesco Guidolin, a nawet Walter Mazzarri, którego znajomość języka angielskiego (a właściwie jej brak) stała się hitem YouTube’a. W ostatnich 10 latach włoscy szkoleniowcy sięgali trzykrotnie po mistrzostwo Anglii, a selekcjonerem angielskiej kadry przez ponad cztery lata był Fabio Capello. Jeśli dodamy jeszcze Svena-Görana Erikssona i Roya Hodgsona, którzy Włochami nie są, ale przed przejęciem reprezentacji Anglii sporo wynieśli z Serie A, lista zasług włoskiego futbolu robi się na Wyspach całkiem długa.
A to właśnie w latach świetności brytyjskiego państwa mówiło się o nim, że to “Imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce”. Przez swoje kolonialne podboje było przecież tak rozległe, że w dowolnym momencie zawsze w którymś jego zakątku trwał dzień. Dziś można tak powiedzieć o krajach, w których szerzona jest włoska myśl szkoleniowa. Przed początkiem sezonu 2021/22 aż 157 trenerów rodem z Włoch pracowało za granicą. Niektórzy wybierali kraje położone bardzo blisko, jak San Marino (ich selekcjonerem jest Włoch Franco Varrella, a większość tamtejszych klubów też prowadzą Włosi). Inni zabrali się za podbój Bliskiego Wschodu, np. Andrea Stramaccioni, do niedawna pracujący w Iranie, a obecnie w katarskim Al-Gharafa. Na Dalekim Wschodzie pracuje Massimo Ficcadenti, który od 7 lat prowadzi czołowe japońskie kluby. Fabio Cannavaro w Chinach zdobywał mistrzostwo pod okiem Marcello Lippiego, ówczesnego selekcjonera chińskiej reprezentacji, a do niedawna za Wielkim Murem pracował też Roberto Donadoni.
Wciąż brzmi mało egzotycznie? Nawet w miejscach, które trudno wskazać na mapie, znajdziemy Włochów. Reprezentację Malediwów prowadzi były piłkarz Romy czy Interu Francesco Moriero, a Sudan Południowy trenuje Stefano Cusin. O europejskich reprezentacjach nie ma co szerzej wspominać, nawet w “polskiej” grupie eliminacji do MŚ mierzymy się z Węgrami i Albanią, które prowadzą Marco Rossi i Edy Reja. Z Giannim De Biasim (Azerbejdżan), Devisem Mangią (Malta), Roberto Bordinem (Mołdawia), wspominamym już Varrellą (San Marino) i rzecz jasna Roberto Mancinim tworzą grupę, która prowadzi aż siedem europejskich drużyn narodowych.
W europejskiej piłce klubowej Włochów znajdziemy od Półwyspu Iberyjskiego, gdzie po raz drugi w karierze Real Madryt prowadzi Carlo Ancelotti (który sięgał po trofea także w Ligue 1 i Bundeslidze), aż po Kijów, gdzie z Szachtarem pracuje Roberto De Zerbi. Do niedawna “włoskie” wschodnie rubieże sięgały jeszcze dalej, gdy Massimo Carrera zdobywał ze Spartakiem Moskwa mistrzostwo Rosji. Nie mówimy w tym przypadku o jakiejś modzie, bo ta ma to do siebie, że z czasem przemija. Absolwentów słynnej szkoły trenerskiej w Coverciano łączy to, że opuszczając jej mury są naszpikowani wiedzą na temat taktyki i przyzwyczajeni do analitycznego spojrzenia na futbol. Zaczynają kurs trenerski zazwyczaj jako byli piłkarze tuż po zakończeniu kariery, a kończą go jako stratedzy gotowi na sprawdzenie swojej wiedzy w praktyce.
- Czytaj także: Ćwiartka sezonu za nami, a dobrych momentów brakuje
Włoski trener i jego atuty
– Włoscy trenerzy mają przewagę nad pozostałymi dzięki dbałości o każdy szczegół, ogromnej wiedzy taktycznej i umiejętności pracy w grupie. Włoskie zespoły nie posiadają takich pieniędzy, jak bogate kluby z innych krajów, nie są w stanie płacić ogromnych sum za piłkarzy. Ale idei nie da się kupić. Pod tym względem nasza szkoła trenerska jest awangardą – opowiadał kilka lat temu Giovanni Trapattoni na łamach Corriere dello Sport. Nestor włoskich szkoleniowców sięgał aż po siedem europejskich trofeów. Łącznie trenerzy z Italii zdobyli ich aż 48 w międzynarodowych rozgrywkach klubowych w Europie. Żadna inna nacja nie może pochwalić się takim wynikiem. Po złotych latach 90., gdy kluby z Włoch wygrywały regularnie na arenie międzynarodowej, przyszły lata chude. Dominacja hiszpańskich i angielskich klubów oznaczała, że wielu czołowych włoskich trenerów zaczęło pracować za granicą, odnosząc wciąż ogromne sukcesy. Dzięki temu w XXI wieku Ligę Mistrzów wygrywali Carlo Ancelotti (Real Madryt, wcześniej Milan) i Roberto Di Matteo (Chelsea), Ligę Europy Maurizio Sarri (Chelsea), a po Superpuchar Europy z Valencią sięgnął Claudio Ranieri.
Co takiego sprawia, że włoscy trenerzy jeszcze w latach 90. byli w stanie przebić się na ławki trenerskie w Premier League, co udawało się wówczas niewielu szkoleniowcom spoza Wysp? Większość z nich to byli piłkarze, mający ogromne doświadczenie i sukcesy z boisk. Attilio Lombardo i Gianluca Vialli prowadzili Crystal Palace i Chelsea pod koniec lat 90. jeszcze jako grający menedżerowie. Ancelotti zaczynał pracę z Arrigo Sacchim tuż po zakończeniu kariery piłkarskiej. Roberto Mancini zabrał się za trenowanie dokładnie 18 dni po rezygnacji z dalszej gry w Leicester City, mimo, że nie miał jeszcze papierów z Coverciano i potrzebował specjalnej dyspensy od władz włoskiego futbolu, by przejąć Fiorentinę. Wielu aktywnych włoskich piłkarzy już na boisku zachowuje się tak, jak gdyby byli trenerami lub przynajmniej przedłużeniem szkoleniowca, który obserwuje swój zespół z ławki i najważniejsze wskazówki przekazuje zawodnikowi, który ma już w głowie plan zostania trenerem po odwieszeniu butów na kołku. Taktyka, rozpracowywanie rywali, utrwalanie schematów, przesuwanie się na boisku, to wszystko włoscy piłkarze mają na co dzień, więc tego samego uczą później swoich podopiecznych. Nie ma się więc co dziwić, że jeśli w którymś z czołowych klubów Europy dochodzi do zwolnienia szkoleniowca, w gronie potencjalnych następców zazwyczaj pojawia się przynajmniej jedno włoskie nazwisko. Tak było choćby latem, gdy Massimiliano Allegri był wymieniany w gronie następców Zinedine’a Zidane’a, tak było również teraz, gdy przed zwolnieniem Ronalda Koemana głośno plotkowano o Andrei Pirlo. Kwestią czasu jest to, aż kolejni czołowi trenerzy z Serie A ruszą za granicę, by móc mieć większe szanse na walkę o europejskie trofea.
Piotr Dumanowski i Dominik Guziak – Eleven Sports
Komentarze