Czy ten kryzys kiedyś się skończy? Milan zjeżdża windą w tabeli i nie może się zatrzymać

Stefano Pioli (AC Milan)
Stefano Pioli (AC Milan) PressFocus

Teoretycznie Milan ma jeszcze sporo do uratowania. Można odrobić stratę do Interu, zakończyć rozgrywki za plecami Napoli i trzeci sezon z rzędu być mistrzem lub wicemistrzem. Można sprawić niespodziankę, wyeliminować Tottenham i po jedenastu latach awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Brzmi pięknie, ale to czysta teoria. W praktyce Rossonerim przecieka przez palce czas tracony na bezskuteczne szukanie sposobu na wyjście z kryzysu. Uciekają im też punkty, a żeby atakować rywali rzucając się na nich z szóstego miejsca w tabeli, najpierw trzeba to szóste miejsce obronić. Krótko mówiąc – na mediolański statek woda wdziera się z każdej strony, a załoga nie ma już siły wylewać jej za burtę. 

Oglądaj co tydzień nasz program Calcio Cast na kanale Goal.pl na YouTube!

  • AC Milan złapał dół formy, co może być kosztowne na koniec sezonu
  • Rossoneri często walkę na boisku przegrywają w szatni, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem
  • Stefano Pioli zaczyna się gubić w swoich decyzjach

Problemy, problemy Milanu…

Derby Mediolanu w zeszłym sezonie były dla Milanu najważniejszym punktem całego sezonu. Dwie bramki Oliviera Girouda dały zespołowi mentalnego kopa, dzięki któremu do końca sezonu nie przegrał żadnego meczu i świętował scudetto. Wygrana z Interem jesienią też dolała paliwa i pomogła oglądać mundial na fotelu wicelidera. Jeśli zatem starcia derbowe można uznać za barometr ekipy Stefano Piolego, to po ostatnim z nich wskazówka zjechała na sam dół. Milan nie postawił żadnego oporu w derbach ligowych, nie wykazywał funkcji życiowych w derbach w Supercoppa, a także z Lazio i Sassuolo. Nie ma już chyba większego znaczenia, czy rywal to ekipa walcząca o Ligę Mistrzów, czy o utrzymanie – Milan nie walczy z przeciwnikiem, a z samym sobą. Co gorsza, tę walkę przegrywa już w szatni przed pierwszym gwizdkiem.

Stefano Pioli w akcie desperacji próbuje radykalnych rozwiązań, chcąc pobudzić zespół. Problem w tym, że te rozwiązania stosowane są w dość dziwnej kolejności. Zmiana ustawienia na Inter może i miałaby jakiś sens, gdyby przed nią doszłoby też do zmian personalnych. Niestety Pioli pomylił nieco kolejność i personaliów praktycznie nie zmienił, po prostu rozrzucając swoich zawodników w inne miejsca na boisku. Owszem, posadził na ławce Rafaela Leao, ale Portugalczyk nawet będąc w słabszej formie w takim meczu po prostu musi wyjść w podstawowym składzie. No chyba, że znalazł się akurat ktoś, kto prezentuje się o niebo lepiej od niego. Tyle, że o żadnym piłkarzu Milanu tak powiedzieć się nie da, a ściągnięcie z boiska Divocka Origiego i Juniora Messiasa grubo przed upływem godziny gry to idealne podsumowanie tej nagłej rewolucji. 

Tak rozbitemu fizycznie i mentalnie Milanowi potrzebny był pozytywny bodziec, ale trudno było go szukać wychodząc na boisko i licząc na bezbramkowy remis. Teraz sytuacja może stać się jeszcze bardziej skomplikowana. Poduszka powietrzna w postaci ośmiu punktów przewagi nad siódmym w tabeli Torino wydaje się dość miękka, ale pech chciał, że następnym rywalem Milanu jest właśnie Granata. Podobnie jak w przypadku derbów scenariusze są dwa – Milan wygrywa lub remisuje, kupując trochę czasu na otrząśnięcie się z marazmu, albo przegrywa i sytuacja staje się naprawdę nieciekawa. Następna w kolejce do bicia mistrza stać będzie Monza, w której Silvio Berlusconi i Adriano Galliani po dwukrotnym pokonaniu Juventusu nie widzą już dla swojej drużyny żadnych barier nie do pokonania. Potem jeszcze Atalanta, która również nie będzie miała litości. Pozwólcie, drodzy czytelnicy, że w tej wyliczance starcia z Tottenhamem pominiemy. W obecnej sytuacji mogą one mieć niestety tylko charakter honorowy. 

Stefano Pioli ma już w Milanie dość bogatą kartotekę piłkarskich cudów i wyprowadzenie na prostą tak zagubionego zespołu byłoby kolejnym z nich. Wicemistrzostwo i mistrzostwo kraju zdobyte z drużyną, która kadrowo nie była i nie jest najmocniejsza w Serie A, to dowód na to, że trenerowi z Parmy należy się ogromny szacunek. Stworzył zespół, który przez czterdzieści miesięcy wyrobił w sobie charakter i determinację, a w decydujących momentach był niesiony przez wybitne jednostki. Podczas czterdziestu miesięcy Piolego na San Siro poprzeczka systematycznie była stawiana coraz wyżej – od powrotu do ligowej czołówki, przez grę w Lidze Mistrzów, scudetto, aż po grę w fazie pucharowej Champions League. Postępy w grze były widoczne gołym okiem, a w szczytowym momencie oglądanie Rossonerich było niesamowitą przyjemnością z dodatkiem pikanterii, gdy rywal nawet prowadząc 2:0 czuł w kościach, że trzy punkty może stracić sekundę przed końcowym gwizdkiem. Teraz jednak Stefano Pioli wszedł w etap, który widzieliśmy już kiedyś w czasach jego pracy w Lazio. 

To właśnie Biancocelesti byli pierwszą drużyną z wielkimi aspiracjami, którą prowadził Pioli (Palermo nie liczymy, bo wyleciał stamtąd przed rozegraniem jakiegokolwiek meczu ligowego). W sezonie 2014/15 wykręcił tam serię ośmiu wygranych, przegrał wicemistrzostwo o punkt z Romą, a trzecie miejsce dające eliminacje Ligi Mistrzów obronił w ostatniej kolejce ogrywając Napoli na Stadio San Paolo. Wówczas jego “Olivierem Giroudem” był Miro Klose, też doświadczony mistrz świata trafiający w decydujących momentach. Odpowiednikiem Rafaela Leao był Felipe Anderson, który w kluczowym fragmencie tamtego sezonu złapał życiową formę, niczym Portugalczyk w mistrzowskim sezonie Milanu. Pioli wycisnął z tamtej drużyny to, co najlepsze, ale w kolejnym sezonie po obiecującym starcie rozgrywek Lazio dopadł kryzys, którego ten trener już nie opanował.

Starcie z Torino może być dla Milanu jednym z ostatnich, o ile nie ostatnim dzwonkiem na pobudkę. Charakteru ekipie Ivana Juricia nigdy nie brakowało, a jeśli Granata wyczuje słabość rywala, Milan może być w poważnych tarapatach. Z wracającym do kadry meczowej Zlatanem Rossoneri muszą przeczekać trwającą burzę i liczyć na powroty do gry kolejnych filarów – Mike’a Maignana i Ismaela Bennacera. A potem zrobić wszystko, by po raz kolejny awansować do Ligi Mistrzów i zasilić budżet przed letnim mercato, którego na San Siro nie będą już mieli prawa przespać. W przeciwnym razie Milan poważnie zaryzykuje powrotem do stanu sprzed ery Piolego. Po tak długiej i pięknej drodze zwyczajnie głupio byłoby zaprzepaścić to, co w ponad trzy lata z tym szkoleniowcem dało kibicom tak wiele radości.

Piotr Dumanowski i Dominik Guziak, Eleven Sports

Komentarze